Rodacy Polacy Stoczniowcy Zajmijcie Stocznie i zacznijcie produkcje sami.
Solidarność ruch społeczny w Polsce, który uruchomił efekt domina - demontując system komunistyczny w Polsce jak i całej Europie Środkowej i Wschodniej, oddziałując także poza granicami.
Przejmowanie fabryk (The Take) (1/9) (lektor pl)
largest passenger vessel in the Mediterranean. Built at the GDYNIA Shipyards in Poland. It is completely automated, equipped with one of the
Polish shipyard workers & European Commission
Po więcej ciekawych filmów zapraszam tutaj: http://www.tiny.pl/hhdmh !! PODAJ LINKA DALEJ!
Film twórców Avi Lewisa i Naomi Klein (autorki antyglobalistycznej książki "No Logo'') opowiada o próbie przejęcia przez pracowników upadłych fabryk po krachu finansowym w Argentynie.
W wyniku krachu gospodarczego w Argentynie w 2001 roku, najlepiej prosperująca klasa średnia stanęła przed faktem opuszczonych i nierentownych fabryk oraz masowego bezrobocia. Winą za to autorzy filmu i jego bohaterowie obarczają bezwzględną ekspansję globalnego rynku. Na przedmieściach Buenos Aires trzydziestu niezatrudnionych pracowników kieruje się w stronę ich dawnej, obecnie - pustej fabryki. Żądają ponownego uruchomienia maszyn i prawa do pracy. Są oni częścią odważnego nowego ruchu pracowniczego.
Okupują zbankrutowane przedsiębiorstwa i tworzą miejsca pracy na ruinach upadłego systemu. Lecz przewodniczący i działacze tego ruchu wiedzą, że ich sukces jest jeszcze daleko. Muszą rzucać rękawicę sędziom, policjantom i politykom, którzy mogą ich projektowi zapewnić legalną protekcję lub gwałtownie eksmitować z fabryki.
Walka robotników rozgrywa się w tle kampanii prezydenckiej, w której głównym kandydatem jest architekt zapaści gospodarczej w Argentynie - Carlos Menem. Jeśli wygra, fabryki wrócą do dawnych właścicieli, dla których znaczą one tyle, co sterta złomu do sprzedania. Robotnicy uzbrojeni tylko w proce i wiarę w demokrację, stają twarzą w twarz z szefami, bankierami i całym systemem.
W dokumencie "Przejmowanie fabryk", który był pokazywany podczas PLANETE DOC REVIEW w 2005 roku, uderza przede wszystkim prosty dramat życia robotników i ich walka o godność i lepszy byt. Film otrzymał w 2004 roku Nagrodę Amerykańskiego Instytutu Filmowego dla Najlepszego Filmu Dokumentalnego oraz nagrodę publiczności na AFI Fest.
Przejmowanie fabryk (The Take) (8/9) (lektor pl)
Solidarność
Friday, October 23, 2009
Sunday, October 11, 2009
Tusk do Trybunalu Stanu za zdrade Polski i Polakow a Platforma Obywatelska na Madagaskar
Donald Tusk do Trybunalu Stanu za zdrade Polski i Polakow a Platforma Obywatelska na Madagaskar
Uznaliśmy, że ten niedobry stan rzeczy nie może już dłużej trwać i powinniśmy Panom przypomnieć konstytucyjne obowiązki, które potwierdzone są w słowach złożonej przez Panów przysięgi:
"...a dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze najwyższym nakazem"
oraz
"Uroczyście ślubuję.... czynić wszystko dla pomyślności Ojczyzny i dobra obywateli. Bardzo krytycznie oceniamy Panów działania wchodzące w zakres powyższych słów
Tusk do Trybunalu Stanu za zdrade Polski i Polakow a Platforma Obywatelska na Madagaskar
Rząd Tuska zniszczył stocznie (2008-11-04)
Rodzaj audycji: [Aktualności dnia]
Autor: inż. Zbigniew Wysocki - Prezes Towarzystwa Morskiego - Gospodarczego im. Eugeniusza Kwiatkowskiego
Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=9710
Kapitulacja
Nasz Dziennik, 2009-10-11
W cieniu afery hazardowej, dymisji rządowych i rozgrywek wewnątrz Platformy Obywatelskiej uwaga opinii publicznej jest odwrócona od znacznie ważniejszego wydarzenia. W sobotę Lech Kaczyński ma podpisać traktat lizboński. Czy zatem 10 października 2009 roku przejdzie do historii jako dzień, w którym konstytucyjne władze Rzeczypospolitej Polskiej zgodziły się na ograniczenie suwerenności państwa polskiego i osłabienie pozycji Polski w Unii Europejskiej oraz wyraziły gotowość na przyłączenie terytorium i mieszkańców Polski do innego państwa pod nazwą Unia Europejska?
W sprawie traktatu lizbońskiego - który jest niczym innym jak przepychaną kolanem, wbrew zasadom demokracji i woli Europejczyków, po fiasku referendów we Francji i Holandii w 2005 r. oraz w Irlandii w 2008 r., eurokonstytucją - prezydent Kaczyński zachowywał się niekonsekwentnie. Przed spotkaniami na Helu z kanclerz Angelą Merkel na początku 2007 r. zapewniał, że Polska nie zgodzi się na żaden traktat, jeśli nie będzie w nim odwołania do chrześcijańskich korzeni Europy. Jak wiadomo, strona polska w negocjacjach nawet nie stawiała tej sprawy. Podczas uroczystości podpisywania traktatu w Lizbonie jesienią 2007 r. prezydent twierdził, że traktat jest "dobry" dla Polski, choć w sposób ewidentny pogarsza naszą pozycję w stosunku do obecnie obowiązującego traktatu nicejskiego.
Następnie, gdy powracała w Polsce sprawa ratyfikacji traktatu lizbońskiego, wiosną 2008 r. uznał, że traktat jest "dobry", ale tylko w sytuacji, gdyby w naszym kraju nadal rządziło PiS. W końcu marca 2008 r. w Juracie na Helu prezydent i premier Donald Tusk zawarli porozumienie, zgodnie z którym podpis prezydenta został uzależniony od przyjęcia nowej ustawy kompetencyjnej, która pozwoli prezydentowi na udział w procesie ewentualnych zmian traktatowych. To miało przekonać posłów Prawa i Sprawiedliwości do głosowania za ratyfikacją traktatu w Sejmie. Prezydent wycofał się z wcześniejszych gróźb zawetowania traktatu, a Jarosław Kaczyński zrezygnował ze swojego podstawowego postulatu, jakim było wprowadzenie do ustawy ratyfikacyjnej zabezpieczeń z Joaniny.
Ustawy kompetencyjnej ciągle nie ma... Tymczasem prezydent Kaczyński od kilku miesięcy głosił nową koncepcję, że czeka na drugie referendum w Irlandii i jeśli Irlandczycy powiedzą "tak", to podpisze traktat. Dziś gołym okiem widać, iż sprawa traktatu służyła instrumentalnej grze w polityce wewnętrznej polegającej na taktyce "jestem przeciw, a nawet za". Chodziło o to, by jak najdłużej się da, utrzymać przy Prawu i Sprawiedliwości wyborców eurosceptycznych. Jednocześnie na forum Unii Europejskiej strona polska wywiesiła białą flagę i przyjęła postawę kapitulancką. Nie potrafiła napięć wokół traktatu w innych krajach europejskich wykorzystać na naszą korzyść, choćby w sprawie wyjątkowo kosztownego dla Polaków pakietu klimatycznego czy polskich stoczni. Tymczasem Irlandczycy otrzymali szczególne gwarancje. Niemcy przyjęły ustawę regulującą współdziałanie instytucji państwowych w procesie integracji europejskiej i zagwarantowały sobie suwerenność narodowych atrybutów państwowości w stosunku do Brukseli.
Podpisanie traktatu lizbońskiego przez Lecha Kaczyńskiego oznaczać będzie dodatkowe osłabienie jego szans na reelekcję. Wyborców centrowych i tak nie zyska, a straci wielu wyborców o orientacji narodowej, konserwatywnej, patriotycznej, niepodległościowej, solidarnościowej. Czyżby zatem ta prezydentura była prezydenturą zmarnowanych szans i zawiedzionych nadziei? Już za rok wyborcy ocenią to przy urnach. A co do przyszłości Europejczyków, dla których Unia Europejska to anonimowa i antydemokratyczna struktura z decyzjami podejmowanymi w sposób zakulisowy, to na placu boju pozostaje jeszcze osamotniony i brutalnie naciskany przez lizbonoentuzjastów prezydent Czech Vaclav Klaus. Pozostają także brytyjscy konserwatyści. Zatem jak pisał nasz narodowy wieszcz Juliusz Słowacki: "Niech żywi nie tracą nadziei".
Jan Maria Jackowski
Afera nie tylko hazardowa
Nasz Dziennik, 2009-10-11
Afera hazardowa wstrząsnęła podstawami Platformy Obywatelskiej i rządu z powodu oskarżeń wobec kilku najważniejszych polityków PO o lobbowanie na rzecz korzystnych dla firm hazardowych zapisów w ustawie o grach i zakładach wzajemnych. Być może uderzenie medialne i idące za tym oburzenie społeczne nie byłoby tak silne, gdyby nie to, że nie była to niestety pierwsza afera z udziałem polityka PO w ostatnich kilku latach.
Za Platformą ciągnie się wciąż co najmniej kilka niewyjaśnionych afer mniejszego i większego kalibru. Być może niektóre z tych spraw wreszcie wyjaśni prokuratura, która do tej pory niezbyt energicznie i skutecznie brała się za ich rozpracowanie, jak choćby w przypadku finansowania kampanii wyborczych Janusza Palikota.
Gdy kilka miesięcy temu sąd w Warszawie wyznaczał pierwszy termin rozprawy byłej poseł PO Beaty Sawickiej, oskarżonej o korupcję, nikt nie spodziewał się, że mniej więcej w tym samym czasie wybuchnie afera hazardowa. Do tej pory wydawało się, że casus Sawickiej to najgorsze, co mogło się przytrafić rządzącej partii.
Przypomnijmy: dwa lata temu Beata Sawicka została zatrzymana przez Centralne Biuro Antykorupcyjne na gorącym uczynku, gdy od podstawionego agenta CBA odebrała łapówkę za załatwienie kupna atrakcyjnej działki na Helu. Zatrzymano wtedy także burmistrza tego miasta. Ale z podsłuchanych przez CBA rozmów ówczesnej posłanki PO wynikało, że obiecywała ona swoim potencjalnym wspólnikom możliwość zarobienia dużych pieniędzy przy prywatyzacji szpitali. Prywatyzacja miała ruszyć, gdy PO przejmie władzę. Sawicka chwaliła się swoimi wpływami. - Biznes na służbie zdrowia będzie robiony - stwierdziła, dodając, że gdy nowe prawo wejdzie w życie, to ci będą "mieli fart, którzy pierwsi będą wiedzieć". Beata Sawicka wyleciała z hukiem z Platformy, zaś film nakręcony przez CBA podczas jej zatrzymania Donald Tusk pokazywał po wygranych wyborach swoim partyjnym kolegom i koleżankom ku przestrodze, ale nie odniósł planowanego skutku.
Co tam z finansami?
Nazwisko Sawickiej przewija się w innej, nie do końca wyjaśnionej sprawie - finansowania kampanii wyborczej Donalda Tuska w 2005 roku. Były asystent Sawickiej - Łukasz Lorentowicz, twierdzi, że pani poseł i ówczesny skarbnik PO Mirosław Drzewiecki naciskali na niego, by złożył w prokuraturze korzystne dla Platformy Obywatelskiej zeznania w sprawie finansowania kampanii prezydenckiej Donalda Tuska w 2005 roku. Dwa lata temu Lorentowicz w prokuraturze miał jednak swoimi zeznaniami obciążyć polityków PO. Co ciekawe, śledztwo zostało umorzone, gdy Donald Tusk został premierem. W sprawie tej przewija się także nazwisko Marcina Rosoła, bliskiego współpracownika Drzewieckiego, który pośredniczył w próbie załatwienia stanowiska w zarządzie Totalizatora Sportowego córce Ryszarda Sobiesiaka - biznesmena załatwiającego z kolei z politykami PO sprawę zapisów w ustawie hazardowej.
To jednak mało głośna sprawa w przeciwieństwie do afery związanej z finansowaniem kampanii wyborczej Janusza Palikota. Do tej pory nie wyjaśniono, jak to się stało, że biedni studenci i emeryci z Lublina wpłacali niejednokrotnie po kilkanaście tysięcy złotych na konto kampanii Palikota. Poseł oczywiście ich hojność tłumaczył tym, że darczyńcy popierają jego działalność, a pieniądze dostawali np. od krewnych. Z obrzydzeniem odrzucał insynuacje, że to były jego prywatne pieniądze, które przekazywał studentom, aby ci wpłacali je na konto jego sztabu wyborczego. Sami "sponsorzy" kampanii Palikota najpierw nie potrafili wyjaśnić, skąd mieli aż tyle pieniędzy, ale przy kolejnych zeznaniach przypominali sobie, że otrzymali je od rodziców, wujka, cioci czy brata. Dziwne jest tylko to, że ci wszyscy rzekomi donatorzy już nie żyją, nie można więc ich zapytać, czy to prawda. A że przypadkiem niektórzy ze "sponsorów" Janusza Palikota zajmowali potem wysokie stanowiska w instytucjach podległych PO, to zapewne tylko zbieg okoliczności...
Za ekscentrycznym politykiem ciągnie się wciąż sprawa wielomilionowych pożyczek z anonimowych spółek zarejestrowanych w rajach podatkowych. Teoretycznie poseł Palikot jest majętnym człowiekiem, czym zresztą lubi się chwalić. Jest też jednak poważnie zadłużony w kilku spółkach w Luksemburgu, na Cyprze i na Karaibach. Na przykład w Central European Private Investments Palikot pożyczył 2 mln euro. Maria Nowińska, była żona polityka PO, utrzymuje, że te dziwne operacje finansowe są kolejnym dowodem potwierdzającym jej oskarżenia, iż Janusz Palikot wyprowadził z Polski i ukrył znaczną część ich wspólnego majątku, aby nie przypadł on jej przy rozwodzie, i tak naprawdę przez sieć spółek pożycza pieniądze sam sobie. Palikot oczywiście utrzymuje, że żadnego majątku z Polski nie wyprowadzał. Czy ta sprawa zostanie wyjaśniona?
Karnowski wylatuje
Kolejna afera w PO wybucha w lipcu 2008 roku, gdy "Rzeczpospolita" ujawnia zapis rozmowy prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego (PO) z przedsiębiorcą Sławomirem Julkem, także członkiem PO. Julke oskarżał prezydenta o to, że miał zażądać dwóch lokali za pomoc w uzyskaniu decyzji administracyjnej zezwalającej na rozbudowę kamienicy, którą kupił Julke. Prezydent Sopotu twierdził, że jest niewinny. Co ciekawe, Julke, który o sprawie poinformował także premiera Donalda Tuska, został z PO wyrzucony, Karnowskiemu pozwolono zaś najpierw na zawieszenie swojego członkostwa w Platformie Obywatelskiej, a potem na odejście z partii. Na początku tego roku prokurator postawił Karnowskiemu osiem zarzutów, w tym siedem korupcyjnych - jeden z nich dotyczył znajomości z sopockim przedsiębiorcą Włodzimierzem Groblewskim. Cieszył się on dużą przychylnością władz miasta, na gruntach samorządowych postawił kilka salonów samochodowych. Prokuratura twierdzi, że prezydent Karnowski kupował w salonach Groblewskiego samochody z dużym upustem cenowym, a potem odsprzedawał je z zyskiem.
Włodarz Sopotu nie przyznaje się do winy, umocniło go wygrane referendum, w którym większość głosujących mieszkańców Sopotu nie wyraziła zgody na odwołanie prezydenta. Karnowski zignorował nawoływania Tuska, aby sam odszedł, a teraz z nieukrywaną satysfakcją atakuje w mediach byłych kolegów, wskazując, że jego sprawa w porównaniu z aferą hazardową to była drobnostka.
Stocznie niesprzedane
Nieudolność i propaganda - tak najkrócej można określić to, co robił rząd, a konkretniej ministerstwo skarbu, w sprawie sprzedaży polskich stoczni w Gdyni i Szczecinie. Najpierw premier Tusk i jego współpracownicy nie potrafili przekonać Komisji Europejskiej do tego, aby nie karała zakładów za przyjęcie pomocy publicznej. W tym samym czasie niemiecki rząd, nie oglądając się na Brukselę, wsparł swoje stocznie liczonymi w miliardy euro dotacjami i gwarancjami kredytowymi. Rządowi zabrakło stanowczości w rozmowach z KE.
Jeszcze bardziej kompromituje rząd i ministra Aleksandra Grada kwestia sprzedaży majątku stoczniowego. Przed wyborami do Parlamentu Europejskiego Grad ogłosił, że mamy inwestora z Kataru - co więcej, miał to być podmiot, który gwarantował kontynuowanie produkcji statków. Inwestor do przetargu, owszem, stanął, wygrał go, ale za nic nie chciał za stocznie zapłacić, i to mimo przesuniętego terminu. A potem minister na gwałt szukał nowego nabywcy - to też się nie udało. W efekcie przetarg trzeba ponowić, ale tym razem Grad cicho napomyka, że może się nie udać uratowanie przemysłu okrętowego, a majątek stoczniowy zostanie rozparcelowany na części, które będą miały różne przeznaczenie. Deweloperzy już zacierają ręce na wiadomość, że będą mogli nabyć atrakcyjne grunty nad morzem.
Nasze państwo nie potrafiło robić interesów ze stoczniami, ale bardziej obrotni byli politycy tej partii. Gdyby nie dociekliwość dziennikarzy, zapewne do tej pory zyski z prowadzenia szkoleń i kursów dla stoczniowców czerpałby senator Tomasz Misiak z PO. Najpierw pracował nad ustawą o restrukturyzacji sektora okrętowego, a potem jego firma Work Service dostała bez przetargu zlecenie o wartości kilkudziesięciu milionów złotych na prowadzenie szkoleń dla zwalnianych z pracy stoczniowców. Gdy sprawa wyszła na jaw, Misiaka wyrzucono z PO, a kontrakt anulowano. Wcześniej podobną umowę szkoleniową Work Service podpisał z Pocztą Polską i dziwnym trafem w tym samym mniej więcej czasie senator Misiak pracował nad ustawą o komercjalizacji PP.
Na konto Grada idzie także podpisanie ugody z Eureko w sprawie PZU. Będzie ona kosztowała Skarb Państwa co najmniej 4,7 mld złotych, a PZU wypłaci Eureko około 4 mld złotych dywidendy. Minister nie rozwiał wątpliwości nie tylko posłów opozycji, ale także wielu ekonomistów co do celowości zawierania tak drogiej ugody. Przekonują oni, że rząd poszedł na zbyt daleko idące ustępstwa, a dobry interes na tym zrobiło tylko Eureko.
Koledzy Grada i Grasia
Szerokim echem odbiła się także sprawa wynajmowania przez rzecznika rządu Pawła Grasia willi od Niemca Paula Roglera. Rzecznik miał zamieszkiwać w tym domu z rodziną w zamian za jego pilnowanie, co rychło spowodowało, że Graś zyskał przydomek "dozorcy" lub wręcz "ciecia". Ale pan Rogler lub jego byli współpracownicy mają dobre układy z PO. Oto bowiem media wyśledziły, że minister Aleksander Grad powołał na stanowisko prezesa spółki Zespół Elektrowni Wodnych w Czorsztynie Grzegorza Podlewskiego, szefa koła PO w Tychach. A Podlewski to były pełnomocnik spółki Agemark, której głównym udziałowcem jest właśnie Paul Rogler.
ZEW to łakomy kąsek, nie tylko z racji, że zarządza zalewem czorsztyńskim, ale i atrakcyjnymi obiektami turystycznymi, w tym stokiem narciarskim z wyciągami i oświetleniem. Wyciągi wydzierżawiono firmie, której udziałowcem był Franciszek Gryboś, kolega ministra Grada jeszcze z czasów studenckich. Co ciekawe, Gryboś to współwłaściciel firmy geodezyjnej MGGP, w której udziałowcem jest także Małgorzata Grad, małżonka ministra skarbu.
Zachowania wątpliwe i naganne
Patrząc na notowania PO sprzed wybuchu afery hazardowej, można się dziwić wysokiemu poparciu dla tej partii. Przecież sprawy, które wyżej opisaliśmy, nie wyczerpują katalogu nagannych etycznie i wątpliwych prawnie działań polityków lub wysokich urzędników rządowych związanych z Platformą. Wystarczy wspomnieć o casusie Krzysztofa Bondaryka, który przyszedł na szefa ABW wprost od operatora telefonii komórkowej Era. W ramach, jak sam mówił, umowy o zakazie konkurencji otrzymywał z Ery część swojego dawnego wynagrodzenia, które, jak ustaliło CBA, jednak znacząco przekraczało pobory uzyskiwane przez Bondaryka w ABW. Ta rekompensata miała wynieść 1,5 mln złotych. Bondaryk twierdził, że kwota była o wiele niższa. Co ciekawe, gdy już Bondaryk kierował ABW, to właśnie ta Agencja była jedyną służbą specjalną, która sprzeciwiała się nowelizacji prawa telekomunikacyjnego dotyczącego zakładania podsłuchów. Chodziło o to, żeby znieść obowiązek informowania przez policję lub inne kompetentne służby operatorów telekomunikacyjnych o tym, że komuś z ich abonentów założono podsłuch, bo chodziło o zabezpieczenie się przed przeciekami.
Na konto PO spada także choćby sprawa histerycznej kampanii przeciwko IPN za wydanie książki "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii". Zmuszono do odejścia z IPN jednego z jej autorów Sławomira Cenckiewicza, a premier przyłączył się do chóru krytyków, którzy domagali się wręcz rozpędzenia Instytutu. To kompromituje Donalda Tuska, który jako historyk z wykształcenia powinien znać wartość wolności badań naukowych nad naszą przeszłością. Jeszcze bardziej kompromitująca była zapowiedź minister nauki Barbary Kudryckiej przeprowadzenia kontroli na Uniwersytecie Jagiellońskim tylko dlatego, że powstała praca magisterska Pawła Zyzaka krytyczna wobec Wałęsy i pokazująca mało chwalebne epizody z jego przeszłości, podparte wywiadami ze świadkami tamtych wydarzeń.
Do katalogu "dokonań" PO i rządu trzeba też zaliczyć ogromne opóźnienia w wydawaniu unijnych pieniędzy (to m.in. efekt odrzucenia pierwszej listy projektów inwestycyjnych tylko dlatego, że przygotował ją poprzedni rząd), bałagan i opóźnienia w inwestycjach drogowych i kolejowych, rozwaloną reformę ochrony zdrowia (notabene trwa akurat proces byłego wiceministra Krzysztofa Grzegorka z PO, oskarżonego o korupcję), niszczenie polskiej armii, zagrożenie inwestycji związanych z Euro 2012 czy też ze spraw czysto politycznych wykorzystywanie komisji śledczych do walki politycznej z PiS. Już za samo to rządowi, premierowi i PO należałaby się czerwona kartka, mówiąc ulubionym przez premiera językiem piłkarskim. W porównaniu z tymi kłopotami naszego państwa afera hazardowa to "drobiazg", ale to właśnie ona może paradoksalnie przesądzić o przyszłości obecnej formacji rządzącej.
Krzysztof Losz
Ktoś nie mówi prawdy?
Nasz Dziennik, 2009-10-10
Wersja wydarzeń szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego w sprawie afery hazardowej przedstawiona sejmowej Komisji do spraw Służb Specjalnych różni się od tej przedstawionej przez rząd i powinna zostać odtajniona - postulują posłowie Prawa i Sprawiedliwości, którzy podczas posiedzenia speckomisji wysłuchali wyjaśnień Mariusza Kamińskiego. Według Zbigniewa Wassermanna, wersja przedstawiona przez szefa CBA może być zweryfikowana treścią pism.
Premier Donald Tusk za pośrednictwem ministra Michała Boniego ogłosił swoją wersję prac nad ustawą hazardową przy otwartej kurtynie w Sejmie. Natomiast szefowi Centralnego Biura Antykorupcyjnego marszałek Sejmu Bronisław Komorowski na sali plenarnej wystąpić nie pozwolił. Kamiński zrobił to w czwartek jedynie podczas tajnego posiedzenia sejmowej Komisji do spraw Służb Specjalnych. Prawo i Sprawiedliwość, które wcześniej wnioskowało o to, aby Kamiński mógł publicznie wystąpić przed posłami, teraz chce odtajnienia przedstawionych speckomisji wyjaśnień szefa CBA.
- Nie ma powodów, aby klauzulę tajności utrzymywać. Informacje, które przekazał minister Kamiński, są publicznie znane. Wersja Mariusza Kamińskiego jest ciekawa i różni się od tej wersji, którą przedstawia rząd, premier Donald Tusk i jego urzędnicy. Postanowiliśmy wystąpić jako członkowie Komisji do spraw Służb Specjalnych do przewodniczącego komisji o odtajnienie stenogramu z posiedzenia komisji - powiedział członek speckomisji Jarosław Zieliński (PiS). W jego ocenie, zawyżanie klauzuli tajności jest niedopuszczalne, a opinia publiczna musi znać odpowiedź na pytanie, czy doszło do nadużycia władzy na najwyższym szczeblu. Poseł Zbigniew Wassermann (PiS) podkreślał natomiast, że wersję szefa CBA da się zweryfikować treścią istniejących w tej sprawie pism. Sejmowa speckomisja w czwartek pozytywnie zaopiniowała wniosek premiera o odwołanie ze stanowiska Mariusza Kamińskiego. Taką samą opinię wydało wczoraj Kolegium do spraw Służb Specjalnych. Wniosek powinien zostać jeszcze zaopiniowany przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który deklarował wcześniej, że do odwołania szefa CBA ustosunkuje się negatywnie. Premier Donald Tusk zapowiadał, że Kamińskiego odwoła w poniedziałek. Może to oznaczać, iż z dymisją nie poczeka na opinię prezydenta.
Opozycja cały czas podnosi, że odwołanie Kamińskiego ze stanowiska jest bezprawne. - Funkcja szefa CBA jest funkcją szczególnie chronioną. Wynika to z faktu, że nie jest kolejną instytucją do ścigania korupcji, ale jedyną służbą do ścigania korupcji ulokowanej na szczytach władzy. To jest ten najtrudniejszy, najgroźniejszy rodzaj przestępczości, ponieważ wywodzący się z tej sfery sprawcy nie tylko liczą na parasol ochronny, ale bardzo często mają możliwości wykorzystywania atrybutów władzy, aby odpowiedzialności karnej uniknąć. Dlatego ustawodawca postanowił tak obwarować możliwość odwołania szefa CBA, aby nie było to proste - mówił Wassermann.
Odwołać szefa CBA można w kilku wyszczególnionych w ustawie sytuacjach. Szef CBA może np. zrezygnować, stracić stanowisko m.in. wtedy, gdy przez trzy miesiące nie wykonywał swoich funkcji, w przypadku skazania prawomocnym wyrokiem czy też utraty certyfikatu dostępu do informacji tajnych. - Spodziewaliśmy się, że we wniosku taką podstawę pan premier wskaże - powiedział Wassermann. W ocenie posła PiS, sekretarz Kolegium do spraw Służb Specjalnych Jacek Cichocki podczas posiedzenia speckomisji powodu dymisji szefa CBA nie był jednak w stanie wskazać. - Ta próba pewnej nadinterpretacji, że ma on postawione pewne zarzuty, a jak ma zarzuty, to nie ma nieskazitelnej postawy, jest absurdem prawnym - powiedział Wassermann. Zaznaczył, że tego argumentu można użyć, jeśli szef CBA skazany byłby prawomocnym wyrokiem. Według Wassermanna, premier dopuścił się też rażącego naruszenia prawa, desygnując do koordynowania służbami specjalnymi Jacka Cichockiego. Wyjaśniał, że prawo do nadzorowania i koordynowania służb ma minister, członek Rady Ministrów, a Cichocki tego standardu nie spełnia.
Artur Kowalski
CBA nagrało też Grada
Nasz Dziennik, 2009-10-10
16 posłów Platformy Obywatelskiej wykazało się nie lada odwagą, głosując wbrew rekomendacji premiera Donalda Tuska przeciwko kandydaturze Grzegorza Schetyny na stanowisko szefa klubu Platformy Obywatelskiej. 186 - poparło kandydaturę, już wkrótce, byłego wicepremiera, który stanowisko straci w wyniku afery hazardowej. Premier Tusk w przemówieniu do działaczy swojej partii wzywał, aby byli bezwzględni wobec siebie, deklarował wolę wyjaśnienia afery hazardowej do samego końca. Niewykluczone, że Platformę czekają kolejne kłopoty. CBA przekazało najważniejszym osobom w państwie tajne dokumenty dotyczące prywatyzacji stoczni w Gdyni i Szczecinie.
Premier Donald Tusk podczas piątkowej Rady Krajowej Platformy Obywatelskiej przemawiał do działaczy swojej partii jak dobry ojciec do dzieci, które zbłądziły. "Krystaliczny" wódz pouczał i przestrzegał. Zapomniał jednak, iż wiele wskazuje, że sam może ponosić odpowiedzialność za przeciek do hazardowych lobbystów o akcji prowadzonej przez CBA. Mariusz Kamiński, szef CBA, informował m.in. o podejrzeniach powiązań polityków PO z lobbystami próbującymi załatwić korzystniejsze zapisy ustawy hazardowej. Wkrótce po spotkaniu Kamińskiego z Tuskiem lobbyści już wiedzieli, że CBA depcze im po piętach.
- Zarówno jako szef polskiego rządu, jak i szef Platformy Obywatelskiej mam poczucie pełnej odpowiedzialności za to, co w Polsce, i także za to, co w Platformie się dzieje. To jest odpowiedzialność, której nikt nie może zdjąć z szefa ugrupowania, z szefa rządu(...)Mamy obowiązek dźwigać tę odpowiedzialność, ale także wyprowadzić z tego politycznego zakrętu na prostą. I Polskę, i oczywiście także Platformę Obywatelską - zwracał się premier do działaczy PO. Zaapelował, by byli wobec siebie bezwzględni. - Musimy być bezwzględni wobec tego zła, które zobaczymy w pobliżu siebie - mówił premier. Donald Tusk dał prawdziwy oratorski popis. Niejeden ze słuchaczy mógł się naprawdę wzruszyć, jak bardzo nasz premier chce walczyć z całym złem naszego świata: - Gdyby miało się okazać, że są sposoby na rozmycie tej sprawy i dzięki temu wygralibyśmy wybory, wolałbym wyjaśnić tę sprawę do końca, nawet gdybyśmy mieli przegrać. Zachowujcie się tak, jakbyście byli podsłuchiwani i obserwowani. Musimy być bezwzględni wobec siebie i zwalczyć zło, które się narodziło. Wygrajmy ze słabościami, a Polacy nam wybaczą - to tylko niektóre wyjątki z płomiennego przemówienia premiera. Platforma miała w piątek do załatwienia jeszcze jedną sprawę: wybór nowego szefa klubu PO. Ten stary - Zbigniew Chlebowski, został pozbawiony funkcji w związku z aferą hazardową. Niespodzianki nie było. 186 głosami wybrany został opuszczający rząd Grzegorz Schetyna. Znalazło się jednak 16 posłów, którym kandydatura Schetyny się nie spodobała i zagłosowali wbrew rekomendacji Tuska. Na następnym posiedzeniu klubu mamy poznać zastępców Schetyny w klubie. Niewykluczone, że do prezydium klubu wejdą następni posłowie PO, którzy opuszczają rząd, a więc Paweł Graś, Sławomir Nowak i Rafał Grupiński. Dotychczasowe prezydium klubu w całości podało się do dymisji.
Jednak to nie koniec problemów Platformy. Do kancelarii tajnych: Sejmu, Senatu, Prezydenta i premiera - według TVN 24 - wczoraj późnym wieczorem CBA przekazało materiały dotyczące zagrożenia interesu ekonomicznego państwa przy sprzedaży stoczni w Gdyni i Szczecinie. W stenogramach podsłuchów rozmów padać ma m.in. nazwisko ministra skarbu Aleksandra Grada.
Artur Kowalski
Uznaliśmy, że ten niedobry stan rzeczy nie może już dłużej trwać i powinniśmy Panom przypomnieć konstytucyjne obowiązki, które potwierdzone są w słowach złożonej przez Panów przysięgi:
"...a dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze najwyższym nakazem"
oraz
"Uroczyście ślubuję.... czynić wszystko dla pomyślności Ojczyzny i dobra obywateli. Bardzo krytycznie oceniamy Panów działania wchodzące w zakres powyższych słów

Tusk do Trybunalu Stanu za zdrade Polski i Polakow a Platforma Obywatelska na Madagaskar
Rząd Tuska zniszczył stocznie (2008-11-04)
Rodzaj audycji: [Aktualności dnia]
Autor: inż. Zbigniew Wysocki - Prezes Towarzystwa Morskiego - Gospodarczego im. Eugeniusza Kwiatkowskiego
Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=9710
Kapitulacja
Nasz Dziennik, 2009-10-11
W cieniu afery hazardowej, dymisji rządowych i rozgrywek wewnątrz Platformy Obywatelskiej uwaga opinii publicznej jest odwrócona od znacznie ważniejszego wydarzenia. W sobotę Lech Kaczyński ma podpisać traktat lizboński. Czy zatem 10 października 2009 roku przejdzie do historii jako dzień, w którym konstytucyjne władze Rzeczypospolitej Polskiej zgodziły się na ograniczenie suwerenności państwa polskiego i osłabienie pozycji Polski w Unii Europejskiej oraz wyraziły gotowość na przyłączenie terytorium i mieszkańców Polski do innego państwa pod nazwą Unia Europejska?
W sprawie traktatu lizbońskiego - który jest niczym innym jak przepychaną kolanem, wbrew zasadom demokracji i woli Europejczyków, po fiasku referendów we Francji i Holandii w 2005 r. oraz w Irlandii w 2008 r., eurokonstytucją - prezydent Kaczyński zachowywał się niekonsekwentnie. Przed spotkaniami na Helu z kanclerz Angelą Merkel na początku 2007 r. zapewniał, że Polska nie zgodzi się na żaden traktat, jeśli nie będzie w nim odwołania do chrześcijańskich korzeni Europy. Jak wiadomo, strona polska w negocjacjach nawet nie stawiała tej sprawy. Podczas uroczystości podpisywania traktatu w Lizbonie jesienią 2007 r. prezydent twierdził, że traktat jest "dobry" dla Polski, choć w sposób ewidentny pogarsza naszą pozycję w stosunku do obecnie obowiązującego traktatu nicejskiego.
Następnie, gdy powracała w Polsce sprawa ratyfikacji traktatu lizbońskiego, wiosną 2008 r. uznał, że traktat jest "dobry", ale tylko w sytuacji, gdyby w naszym kraju nadal rządziło PiS. W końcu marca 2008 r. w Juracie na Helu prezydent i premier Donald Tusk zawarli porozumienie, zgodnie z którym podpis prezydenta został uzależniony od przyjęcia nowej ustawy kompetencyjnej, która pozwoli prezydentowi na udział w procesie ewentualnych zmian traktatowych. To miało przekonać posłów Prawa i Sprawiedliwości do głosowania za ratyfikacją traktatu w Sejmie. Prezydent wycofał się z wcześniejszych gróźb zawetowania traktatu, a Jarosław Kaczyński zrezygnował ze swojego podstawowego postulatu, jakim było wprowadzenie do ustawy ratyfikacyjnej zabezpieczeń z Joaniny.
Ustawy kompetencyjnej ciągle nie ma... Tymczasem prezydent Kaczyński od kilku miesięcy głosił nową koncepcję, że czeka na drugie referendum w Irlandii i jeśli Irlandczycy powiedzą "tak", to podpisze traktat. Dziś gołym okiem widać, iż sprawa traktatu służyła instrumentalnej grze w polityce wewnętrznej polegającej na taktyce "jestem przeciw, a nawet za". Chodziło o to, by jak najdłużej się da, utrzymać przy Prawu i Sprawiedliwości wyborców eurosceptycznych. Jednocześnie na forum Unii Europejskiej strona polska wywiesiła białą flagę i przyjęła postawę kapitulancką. Nie potrafiła napięć wokół traktatu w innych krajach europejskich wykorzystać na naszą korzyść, choćby w sprawie wyjątkowo kosztownego dla Polaków pakietu klimatycznego czy polskich stoczni. Tymczasem Irlandczycy otrzymali szczególne gwarancje. Niemcy przyjęły ustawę regulującą współdziałanie instytucji państwowych w procesie integracji europejskiej i zagwarantowały sobie suwerenność narodowych atrybutów państwowości w stosunku do Brukseli.
Podpisanie traktatu lizbońskiego przez Lecha Kaczyńskiego oznaczać będzie dodatkowe osłabienie jego szans na reelekcję. Wyborców centrowych i tak nie zyska, a straci wielu wyborców o orientacji narodowej, konserwatywnej, patriotycznej, niepodległościowej, solidarnościowej. Czyżby zatem ta prezydentura była prezydenturą zmarnowanych szans i zawiedzionych nadziei? Już za rok wyborcy ocenią to przy urnach. A co do przyszłości Europejczyków, dla których Unia Europejska to anonimowa i antydemokratyczna struktura z decyzjami podejmowanymi w sposób zakulisowy, to na placu boju pozostaje jeszcze osamotniony i brutalnie naciskany przez lizbonoentuzjastów prezydent Czech Vaclav Klaus. Pozostają także brytyjscy konserwatyści. Zatem jak pisał nasz narodowy wieszcz Juliusz Słowacki: "Niech żywi nie tracą nadziei".
Jan Maria Jackowski
Afera nie tylko hazardowa
Nasz Dziennik, 2009-10-11
Afera hazardowa wstrząsnęła podstawami Platformy Obywatelskiej i rządu z powodu oskarżeń wobec kilku najważniejszych polityków PO o lobbowanie na rzecz korzystnych dla firm hazardowych zapisów w ustawie o grach i zakładach wzajemnych. Być może uderzenie medialne i idące za tym oburzenie społeczne nie byłoby tak silne, gdyby nie to, że nie była to niestety pierwsza afera z udziałem polityka PO w ostatnich kilku latach.
Za Platformą ciągnie się wciąż co najmniej kilka niewyjaśnionych afer mniejszego i większego kalibru. Być może niektóre z tych spraw wreszcie wyjaśni prokuratura, która do tej pory niezbyt energicznie i skutecznie brała się za ich rozpracowanie, jak choćby w przypadku finansowania kampanii wyborczych Janusza Palikota.
Gdy kilka miesięcy temu sąd w Warszawie wyznaczał pierwszy termin rozprawy byłej poseł PO Beaty Sawickiej, oskarżonej o korupcję, nikt nie spodziewał się, że mniej więcej w tym samym czasie wybuchnie afera hazardowa. Do tej pory wydawało się, że casus Sawickiej to najgorsze, co mogło się przytrafić rządzącej partii.
Przypomnijmy: dwa lata temu Beata Sawicka została zatrzymana przez Centralne Biuro Antykorupcyjne na gorącym uczynku, gdy od podstawionego agenta CBA odebrała łapówkę za załatwienie kupna atrakcyjnej działki na Helu. Zatrzymano wtedy także burmistrza tego miasta. Ale z podsłuchanych przez CBA rozmów ówczesnej posłanki PO wynikało, że obiecywała ona swoim potencjalnym wspólnikom możliwość zarobienia dużych pieniędzy przy prywatyzacji szpitali. Prywatyzacja miała ruszyć, gdy PO przejmie władzę. Sawicka chwaliła się swoimi wpływami. - Biznes na służbie zdrowia będzie robiony - stwierdziła, dodając, że gdy nowe prawo wejdzie w życie, to ci będą "mieli fart, którzy pierwsi będą wiedzieć". Beata Sawicka wyleciała z hukiem z Platformy, zaś film nakręcony przez CBA podczas jej zatrzymania Donald Tusk pokazywał po wygranych wyborach swoim partyjnym kolegom i koleżankom ku przestrodze, ale nie odniósł planowanego skutku.
Co tam z finansami?
Nazwisko Sawickiej przewija się w innej, nie do końca wyjaśnionej sprawie - finansowania kampanii wyborczej Donalda Tuska w 2005 roku. Były asystent Sawickiej - Łukasz Lorentowicz, twierdzi, że pani poseł i ówczesny skarbnik PO Mirosław Drzewiecki naciskali na niego, by złożył w prokuraturze korzystne dla Platformy Obywatelskiej zeznania w sprawie finansowania kampanii prezydenckiej Donalda Tuska w 2005 roku. Dwa lata temu Lorentowicz w prokuraturze miał jednak swoimi zeznaniami obciążyć polityków PO. Co ciekawe, śledztwo zostało umorzone, gdy Donald Tusk został premierem. W sprawie tej przewija się także nazwisko Marcina Rosoła, bliskiego współpracownika Drzewieckiego, który pośredniczył w próbie załatwienia stanowiska w zarządzie Totalizatora Sportowego córce Ryszarda Sobiesiaka - biznesmena załatwiającego z kolei z politykami PO sprawę zapisów w ustawie hazardowej.
To jednak mało głośna sprawa w przeciwieństwie do afery związanej z finansowaniem kampanii wyborczej Janusza Palikota. Do tej pory nie wyjaśniono, jak to się stało, że biedni studenci i emeryci z Lublina wpłacali niejednokrotnie po kilkanaście tysięcy złotych na konto kampanii Palikota. Poseł oczywiście ich hojność tłumaczył tym, że darczyńcy popierają jego działalność, a pieniądze dostawali np. od krewnych. Z obrzydzeniem odrzucał insynuacje, że to były jego prywatne pieniądze, które przekazywał studentom, aby ci wpłacali je na konto jego sztabu wyborczego. Sami "sponsorzy" kampanii Palikota najpierw nie potrafili wyjaśnić, skąd mieli aż tyle pieniędzy, ale przy kolejnych zeznaniach przypominali sobie, że otrzymali je od rodziców, wujka, cioci czy brata. Dziwne jest tylko to, że ci wszyscy rzekomi donatorzy już nie żyją, nie można więc ich zapytać, czy to prawda. A że przypadkiem niektórzy ze "sponsorów" Janusza Palikota zajmowali potem wysokie stanowiska w instytucjach podległych PO, to zapewne tylko zbieg okoliczności...
Za ekscentrycznym politykiem ciągnie się wciąż sprawa wielomilionowych pożyczek z anonimowych spółek zarejestrowanych w rajach podatkowych. Teoretycznie poseł Palikot jest majętnym człowiekiem, czym zresztą lubi się chwalić. Jest też jednak poważnie zadłużony w kilku spółkach w Luksemburgu, na Cyprze i na Karaibach. Na przykład w Central European Private Investments Palikot pożyczył 2 mln euro. Maria Nowińska, była żona polityka PO, utrzymuje, że te dziwne operacje finansowe są kolejnym dowodem potwierdzającym jej oskarżenia, iż Janusz Palikot wyprowadził z Polski i ukrył znaczną część ich wspólnego majątku, aby nie przypadł on jej przy rozwodzie, i tak naprawdę przez sieć spółek pożycza pieniądze sam sobie. Palikot oczywiście utrzymuje, że żadnego majątku z Polski nie wyprowadzał. Czy ta sprawa zostanie wyjaśniona?
Karnowski wylatuje
Kolejna afera w PO wybucha w lipcu 2008 roku, gdy "Rzeczpospolita" ujawnia zapis rozmowy prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego (PO) z przedsiębiorcą Sławomirem Julkem, także członkiem PO. Julke oskarżał prezydenta o to, że miał zażądać dwóch lokali za pomoc w uzyskaniu decyzji administracyjnej zezwalającej na rozbudowę kamienicy, którą kupił Julke. Prezydent Sopotu twierdził, że jest niewinny. Co ciekawe, Julke, który o sprawie poinformował także premiera Donalda Tuska, został z PO wyrzucony, Karnowskiemu pozwolono zaś najpierw na zawieszenie swojego członkostwa w Platformie Obywatelskiej, a potem na odejście z partii. Na początku tego roku prokurator postawił Karnowskiemu osiem zarzutów, w tym siedem korupcyjnych - jeden z nich dotyczył znajomości z sopockim przedsiębiorcą Włodzimierzem Groblewskim. Cieszył się on dużą przychylnością władz miasta, na gruntach samorządowych postawił kilka salonów samochodowych. Prokuratura twierdzi, że prezydent Karnowski kupował w salonach Groblewskiego samochody z dużym upustem cenowym, a potem odsprzedawał je z zyskiem.
Włodarz Sopotu nie przyznaje się do winy, umocniło go wygrane referendum, w którym większość głosujących mieszkańców Sopotu nie wyraziła zgody na odwołanie prezydenta. Karnowski zignorował nawoływania Tuska, aby sam odszedł, a teraz z nieukrywaną satysfakcją atakuje w mediach byłych kolegów, wskazując, że jego sprawa w porównaniu z aferą hazardową to była drobnostka.
Stocznie niesprzedane
Nieudolność i propaganda - tak najkrócej można określić to, co robił rząd, a konkretniej ministerstwo skarbu, w sprawie sprzedaży polskich stoczni w Gdyni i Szczecinie. Najpierw premier Tusk i jego współpracownicy nie potrafili przekonać Komisji Europejskiej do tego, aby nie karała zakładów za przyjęcie pomocy publicznej. W tym samym czasie niemiecki rząd, nie oglądając się na Brukselę, wsparł swoje stocznie liczonymi w miliardy euro dotacjami i gwarancjami kredytowymi. Rządowi zabrakło stanowczości w rozmowach z KE.
Jeszcze bardziej kompromituje rząd i ministra Aleksandra Grada kwestia sprzedaży majątku stoczniowego. Przed wyborami do Parlamentu Europejskiego Grad ogłosił, że mamy inwestora z Kataru - co więcej, miał to być podmiot, który gwarantował kontynuowanie produkcji statków. Inwestor do przetargu, owszem, stanął, wygrał go, ale za nic nie chciał za stocznie zapłacić, i to mimo przesuniętego terminu. A potem minister na gwałt szukał nowego nabywcy - to też się nie udało. W efekcie przetarg trzeba ponowić, ale tym razem Grad cicho napomyka, że może się nie udać uratowanie przemysłu okrętowego, a majątek stoczniowy zostanie rozparcelowany na części, które będą miały różne przeznaczenie. Deweloperzy już zacierają ręce na wiadomość, że będą mogli nabyć atrakcyjne grunty nad morzem.
Nasze państwo nie potrafiło robić interesów ze stoczniami, ale bardziej obrotni byli politycy tej partii. Gdyby nie dociekliwość dziennikarzy, zapewne do tej pory zyski z prowadzenia szkoleń i kursów dla stoczniowców czerpałby senator Tomasz Misiak z PO. Najpierw pracował nad ustawą o restrukturyzacji sektora okrętowego, a potem jego firma Work Service dostała bez przetargu zlecenie o wartości kilkudziesięciu milionów złotych na prowadzenie szkoleń dla zwalnianych z pracy stoczniowców. Gdy sprawa wyszła na jaw, Misiaka wyrzucono z PO, a kontrakt anulowano. Wcześniej podobną umowę szkoleniową Work Service podpisał z Pocztą Polską i dziwnym trafem w tym samym mniej więcej czasie senator Misiak pracował nad ustawą o komercjalizacji PP.
Na konto Grada idzie także podpisanie ugody z Eureko w sprawie PZU. Będzie ona kosztowała Skarb Państwa co najmniej 4,7 mld złotych, a PZU wypłaci Eureko około 4 mld złotych dywidendy. Minister nie rozwiał wątpliwości nie tylko posłów opozycji, ale także wielu ekonomistów co do celowości zawierania tak drogiej ugody. Przekonują oni, że rząd poszedł na zbyt daleko idące ustępstwa, a dobry interes na tym zrobiło tylko Eureko.
Koledzy Grada i Grasia
Szerokim echem odbiła się także sprawa wynajmowania przez rzecznika rządu Pawła Grasia willi od Niemca Paula Roglera. Rzecznik miał zamieszkiwać w tym domu z rodziną w zamian za jego pilnowanie, co rychło spowodowało, że Graś zyskał przydomek "dozorcy" lub wręcz "ciecia". Ale pan Rogler lub jego byli współpracownicy mają dobre układy z PO. Oto bowiem media wyśledziły, że minister Aleksander Grad powołał na stanowisko prezesa spółki Zespół Elektrowni Wodnych w Czorsztynie Grzegorza Podlewskiego, szefa koła PO w Tychach. A Podlewski to były pełnomocnik spółki Agemark, której głównym udziałowcem jest właśnie Paul Rogler.
ZEW to łakomy kąsek, nie tylko z racji, że zarządza zalewem czorsztyńskim, ale i atrakcyjnymi obiektami turystycznymi, w tym stokiem narciarskim z wyciągami i oświetleniem. Wyciągi wydzierżawiono firmie, której udziałowcem był Franciszek Gryboś, kolega ministra Grada jeszcze z czasów studenckich. Co ciekawe, Gryboś to współwłaściciel firmy geodezyjnej MGGP, w której udziałowcem jest także Małgorzata Grad, małżonka ministra skarbu.
Zachowania wątpliwe i naganne
Patrząc na notowania PO sprzed wybuchu afery hazardowej, można się dziwić wysokiemu poparciu dla tej partii. Przecież sprawy, które wyżej opisaliśmy, nie wyczerpują katalogu nagannych etycznie i wątpliwych prawnie działań polityków lub wysokich urzędników rządowych związanych z Platformą. Wystarczy wspomnieć o casusie Krzysztofa Bondaryka, który przyszedł na szefa ABW wprost od operatora telefonii komórkowej Era. W ramach, jak sam mówił, umowy o zakazie konkurencji otrzymywał z Ery część swojego dawnego wynagrodzenia, które, jak ustaliło CBA, jednak znacząco przekraczało pobory uzyskiwane przez Bondaryka w ABW. Ta rekompensata miała wynieść 1,5 mln złotych. Bondaryk twierdził, że kwota była o wiele niższa. Co ciekawe, gdy już Bondaryk kierował ABW, to właśnie ta Agencja była jedyną służbą specjalną, która sprzeciwiała się nowelizacji prawa telekomunikacyjnego dotyczącego zakładania podsłuchów. Chodziło o to, żeby znieść obowiązek informowania przez policję lub inne kompetentne służby operatorów telekomunikacyjnych o tym, że komuś z ich abonentów założono podsłuch, bo chodziło o zabezpieczenie się przed przeciekami.
Na konto PO spada także choćby sprawa histerycznej kampanii przeciwko IPN za wydanie książki "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii". Zmuszono do odejścia z IPN jednego z jej autorów Sławomira Cenckiewicza, a premier przyłączył się do chóru krytyków, którzy domagali się wręcz rozpędzenia Instytutu. To kompromituje Donalda Tuska, który jako historyk z wykształcenia powinien znać wartość wolności badań naukowych nad naszą przeszłością. Jeszcze bardziej kompromitująca była zapowiedź minister nauki Barbary Kudryckiej przeprowadzenia kontroli na Uniwersytecie Jagiellońskim tylko dlatego, że powstała praca magisterska Pawła Zyzaka krytyczna wobec Wałęsy i pokazująca mało chwalebne epizody z jego przeszłości, podparte wywiadami ze świadkami tamtych wydarzeń.
Do katalogu "dokonań" PO i rządu trzeba też zaliczyć ogromne opóźnienia w wydawaniu unijnych pieniędzy (to m.in. efekt odrzucenia pierwszej listy projektów inwestycyjnych tylko dlatego, że przygotował ją poprzedni rząd), bałagan i opóźnienia w inwestycjach drogowych i kolejowych, rozwaloną reformę ochrony zdrowia (notabene trwa akurat proces byłego wiceministra Krzysztofa Grzegorka z PO, oskarżonego o korupcję), niszczenie polskiej armii, zagrożenie inwestycji związanych z Euro 2012 czy też ze spraw czysto politycznych wykorzystywanie komisji śledczych do walki politycznej z PiS. Już za samo to rządowi, premierowi i PO należałaby się czerwona kartka, mówiąc ulubionym przez premiera językiem piłkarskim. W porównaniu z tymi kłopotami naszego państwa afera hazardowa to "drobiazg", ale to właśnie ona może paradoksalnie przesądzić o przyszłości obecnej formacji rządzącej.
Krzysztof Losz
Ktoś nie mówi prawdy?
Nasz Dziennik, 2009-10-10
Wersja wydarzeń szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego w sprawie afery hazardowej przedstawiona sejmowej Komisji do spraw Służb Specjalnych różni się od tej przedstawionej przez rząd i powinna zostać odtajniona - postulują posłowie Prawa i Sprawiedliwości, którzy podczas posiedzenia speckomisji wysłuchali wyjaśnień Mariusza Kamińskiego. Według Zbigniewa Wassermanna, wersja przedstawiona przez szefa CBA może być zweryfikowana treścią pism.
Premier Donald Tusk za pośrednictwem ministra Michała Boniego ogłosił swoją wersję prac nad ustawą hazardową przy otwartej kurtynie w Sejmie. Natomiast szefowi Centralnego Biura Antykorupcyjnego marszałek Sejmu Bronisław Komorowski na sali plenarnej wystąpić nie pozwolił. Kamiński zrobił to w czwartek jedynie podczas tajnego posiedzenia sejmowej Komisji do spraw Służb Specjalnych. Prawo i Sprawiedliwość, które wcześniej wnioskowało o to, aby Kamiński mógł publicznie wystąpić przed posłami, teraz chce odtajnienia przedstawionych speckomisji wyjaśnień szefa CBA.
- Nie ma powodów, aby klauzulę tajności utrzymywać. Informacje, które przekazał minister Kamiński, są publicznie znane. Wersja Mariusza Kamińskiego jest ciekawa i różni się od tej wersji, którą przedstawia rząd, premier Donald Tusk i jego urzędnicy. Postanowiliśmy wystąpić jako członkowie Komisji do spraw Służb Specjalnych do przewodniczącego komisji o odtajnienie stenogramu z posiedzenia komisji - powiedział członek speckomisji Jarosław Zieliński (PiS). W jego ocenie, zawyżanie klauzuli tajności jest niedopuszczalne, a opinia publiczna musi znać odpowiedź na pytanie, czy doszło do nadużycia władzy na najwyższym szczeblu. Poseł Zbigniew Wassermann (PiS) podkreślał natomiast, że wersję szefa CBA da się zweryfikować treścią istniejących w tej sprawie pism. Sejmowa speckomisja w czwartek pozytywnie zaopiniowała wniosek premiera o odwołanie ze stanowiska Mariusza Kamińskiego. Taką samą opinię wydało wczoraj Kolegium do spraw Służb Specjalnych. Wniosek powinien zostać jeszcze zaopiniowany przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który deklarował wcześniej, że do odwołania szefa CBA ustosunkuje się negatywnie. Premier Donald Tusk zapowiadał, że Kamińskiego odwoła w poniedziałek. Może to oznaczać, iż z dymisją nie poczeka na opinię prezydenta.
Opozycja cały czas podnosi, że odwołanie Kamińskiego ze stanowiska jest bezprawne. - Funkcja szefa CBA jest funkcją szczególnie chronioną. Wynika to z faktu, że nie jest kolejną instytucją do ścigania korupcji, ale jedyną służbą do ścigania korupcji ulokowanej na szczytach władzy. To jest ten najtrudniejszy, najgroźniejszy rodzaj przestępczości, ponieważ wywodzący się z tej sfery sprawcy nie tylko liczą na parasol ochronny, ale bardzo często mają możliwości wykorzystywania atrybutów władzy, aby odpowiedzialności karnej uniknąć. Dlatego ustawodawca postanowił tak obwarować możliwość odwołania szefa CBA, aby nie było to proste - mówił Wassermann.
Odwołać szefa CBA można w kilku wyszczególnionych w ustawie sytuacjach. Szef CBA może np. zrezygnować, stracić stanowisko m.in. wtedy, gdy przez trzy miesiące nie wykonywał swoich funkcji, w przypadku skazania prawomocnym wyrokiem czy też utraty certyfikatu dostępu do informacji tajnych. - Spodziewaliśmy się, że we wniosku taką podstawę pan premier wskaże - powiedział Wassermann. W ocenie posła PiS, sekretarz Kolegium do spraw Służb Specjalnych Jacek Cichocki podczas posiedzenia speckomisji powodu dymisji szefa CBA nie był jednak w stanie wskazać. - Ta próba pewnej nadinterpretacji, że ma on postawione pewne zarzuty, a jak ma zarzuty, to nie ma nieskazitelnej postawy, jest absurdem prawnym - powiedział Wassermann. Zaznaczył, że tego argumentu można użyć, jeśli szef CBA skazany byłby prawomocnym wyrokiem. Według Wassermanna, premier dopuścił się też rażącego naruszenia prawa, desygnując do koordynowania służbami specjalnymi Jacka Cichockiego. Wyjaśniał, że prawo do nadzorowania i koordynowania służb ma minister, członek Rady Ministrów, a Cichocki tego standardu nie spełnia.
Artur Kowalski
CBA nagrało też Grada
Nasz Dziennik, 2009-10-10
16 posłów Platformy Obywatelskiej wykazało się nie lada odwagą, głosując wbrew rekomendacji premiera Donalda Tuska przeciwko kandydaturze Grzegorza Schetyny na stanowisko szefa klubu Platformy Obywatelskiej. 186 - poparło kandydaturę, już wkrótce, byłego wicepremiera, który stanowisko straci w wyniku afery hazardowej. Premier Tusk w przemówieniu do działaczy swojej partii wzywał, aby byli bezwzględni wobec siebie, deklarował wolę wyjaśnienia afery hazardowej do samego końca. Niewykluczone, że Platformę czekają kolejne kłopoty. CBA przekazało najważniejszym osobom w państwie tajne dokumenty dotyczące prywatyzacji stoczni w Gdyni i Szczecinie.
Premier Donald Tusk podczas piątkowej Rady Krajowej Platformy Obywatelskiej przemawiał do działaczy swojej partii jak dobry ojciec do dzieci, które zbłądziły. "Krystaliczny" wódz pouczał i przestrzegał. Zapomniał jednak, iż wiele wskazuje, że sam może ponosić odpowiedzialność za przeciek do hazardowych lobbystów o akcji prowadzonej przez CBA. Mariusz Kamiński, szef CBA, informował m.in. o podejrzeniach powiązań polityków PO z lobbystami próbującymi załatwić korzystniejsze zapisy ustawy hazardowej. Wkrótce po spotkaniu Kamińskiego z Tuskiem lobbyści już wiedzieli, że CBA depcze im po piętach.
- Zarówno jako szef polskiego rządu, jak i szef Platformy Obywatelskiej mam poczucie pełnej odpowiedzialności za to, co w Polsce, i także za to, co w Platformie się dzieje. To jest odpowiedzialność, której nikt nie może zdjąć z szefa ugrupowania, z szefa rządu(...)Mamy obowiązek dźwigać tę odpowiedzialność, ale także wyprowadzić z tego politycznego zakrętu na prostą. I Polskę, i oczywiście także Platformę Obywatelską - zwracał się premier do działaczy PO. Zaapelował, by byli wobec siebie bezwzględni. - Musimy być bezwzględni wobec tego zła, które zobaczymy w pobliżu siebie - mówił premier. Donald Tusk dał prawdziwy oratorski popis. Niejeden ze słuchaczy mógł się naprawdę wzruszyć, jak bardzo nasz premier chce walczyć z całym złem naszego świata: - Gdyby miało się okazać, że są sposoby na rozmycie tej sprawy i dzięki temu wygralibyśmy wybory, wolałbym wyjaśnić tę sprawę do końca, nawet gdybyśmy mieli przegrać. Zachowujcie się tak, jakbyście byli podsłuchiwani i obserwowani. Musimy być bezwzględni wobec siebie i zwalczyć zło, które się narodziło. Wygrajmy ze słabościami, a Polacy nam wybaczą - to tylko niektóre wyjątki z płomiennego przemówienia premiera. Platforma miała w piątek do załatwienia jeszcze jedną sprawę: wybór nowego szefa klubu PO. Ten stary - Zbigniew Chlebowski, został pozbawiony funkcji w związku z aferą hazardową. Niespodzianki nie było. 186 głosami wybrany został opuszczający rząd Grzegorz Schetyna. Znalazło się jednak 16 posłów, którym kandydatura Schetyny się nie spodobała i zagłosowali wbrew rekomendacji Tuska. Na następnym posiedzeniu klubu mamy poznać zastępców Schetyny w klubie. Niewykluczone, że do prezydium klubu wejdą następni posłowie PO, którzy opuszczają rząd, a więc Paweł Graś, Sławomir Nowak i Rafał Grupiński. Dotychczasowe prezydium klubu w całości podało się do dymisji.
Jednak to nie koniec problemów Platformy. Do kancelarii tajnych: Sejmu, Senatu, Prezydenta i premiera - według TVN 24 - wczoraj późnym wieczorem CBA przekazało materiały dotyczące zagrożenia interesu ekonomicznego państwa przy sprzedaży stoczni w Gdyni i Szczecinie. W stenogramach podsłuchów rozmów padać ma m.in. nazwisko ministra skarbu Aleksandra Grada.
Artur Kowalski
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=101086">Afera nie tylko
hazardowa (2009-10-11) Treść: ...
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100931">Niemcy stoczniom
dalej pomagają (2009-10-02) Treść: ...osiada
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100828">Rząd oddał
korytarz Niemcom (2009-09-27) Treść: ...amknął
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100678">Piękno i wartość
ziemi (2009-09-18) Treść: ...alnie,
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100663">Kredyt dla
Wietnamu (2009-09-18) Treść: ... przez
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100589">- Tygodniowy
przegląd mediów - Niegospodarny rząd (2009-09-13) Treść: ...c dwie
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100569">Majątek stoczni na
sprzedaż w pakietach (2009-09-12) Treść: ... nasze
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100553"> class=blue>Stocznie w speckomisji (2009-09-11)Treść: ... kupić
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100532">Homilia wygłoszona
w parafii Wniebowzięcia NMP w Brańsku podczas dożynków w diecezji drohiczyńskiej. (2009-09-05) Treść: ...banki,
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100489">Komisja żąda
dodatkowych informacji (2009-09-03) Treść: ...e duże
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100451">Rząd zdany na
Komisję (2009-09-01) Treść: ...ona, a
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100429">Groźba dymisji na
pokaz (2009-08-31) Treść: ...cić za
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100424">Stocznia stała się
dla nas oazą wolności (2009-08-30) Treść: ...ostałe
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100422">"Solidarność"
wielkiego przełomu (2009-08-30) Treść: ...idując
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100398">Cztery statki to
za mało (2009-08-29) Treść: ...olskie
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100397">Katar liczy na
strategiczną współpracę (2009-08-29) Treść: ...owy za
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100379">A minister sam nie
wie (2009-08-28) Treść: ...y - za
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100364">Czy Grad znajdzie
odwagę? (2009-08-27) Treść: ...nie za
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100350"> class=blue>Stocznie czeka kolejny przetarg? (2009-08-26)Treść: ... nabyć
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100295">- Tygodniowy
przegląd mediów - Oko wielkiego... Tuska (2009-08-23) Treść: ...edawał
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100294">Rząd Tuska dał się
wykiwać cwaniakom (2009-08-23) Treść: ...cić za
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100281">Daleki Wschód
buduje taniej (2009-08-22) Treść: ...wsparł
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100273">PŻM kupuje statki,
ale w Chinach (2009-08-22) Treść: ...olskie
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100261">Niemieckie class=blue>stocznie nie dostały kataru (2009-08-21)Treść: ...ckich.
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100246">Stoczni nie
będzie, ale Grad zostanie? (2009-08-20) Treść: ...ędzie,
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100223">QInvest nie ma nic
do powiedzenia, związkowcy owszem (2009-08-19) Treść: ...olskie
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100222">Katar Grada
(2009-08-19) Treść: ... nasze
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100208">KGHM to nie
fabryka makaronu (2009-08-18) Treść: ... nasze
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100204">Rząd prywatyzuje
stocznie , czyli nikt nic nie wie
(2009-08-18) Treść: ...ych za
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100193">Bezradność rządu
jest bezdyskusyjna (2009-08-17) Treść: ...aty za
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100143">Kalemba:
Prywatyzacja ma twarz Balcerowicza (2009-08-13) Treść: ...su jak
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100134">Strajk
ostrzegawczy w KGHM Polska Miedź (2009-08-12) Treść: ...je się
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100048">"Nadejdą ciężkie
chwile..." (2009-08-02) Treść: ...spiera
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=99879">QInvest: Nie
kupiliśmy stoczni (2009-07-27) Treść: ...olskie
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=99852">Baśnie z tysiąca i
jednej nocy ministra Grada (2009-07-24) Treść: ...olskie
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=99834">Grad kompromituje
rząd (2009-07-23) Treść: ... nabył
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=99719">Stoczniowcy
wygwizdali Kroes (2009-07-10) Treść: ...olskie
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=99691">Kroes przyjedzie do
Polski (2009-07-07) Treść: ...olskie
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=99663">Znikający inwestor
i mrzonki o gazowcach (2009-07-04) Treść: ...jemy w
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=99657"> class=blue>Stocznie bez pisemnych gwarancji (2009-07-02)Treść: ... kupił
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=99634">A ty toń,
plantatorze (2009-06-23) Treść: ...iszczą
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=99504">Urban i Palikot
twarzami PO (2009-05-25) Treść: ...zedane
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=99492">Merkel swoich
stoczniowców gazem nie traktuje (2009-05-22) Treść: ...ieckie
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=99437">Żółta kartka dla
rządu (2009-05-11) Treść: ...olskie
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=99420">Stoczniowcy nie
wierzą premierowi (2009-05-06) Treść: ..., i że
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=99412">Merkel z odsieczą
Tuskowi (2009-04-30) Treść: ...olskie
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=99407">5 lat w UE - A
miało być tak pięknie (2009-04-30) Treść: ...rok na
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=99246">Do końca nie
wiedziałem, czy przeżyję... (2009-04-25) Treść: ...olskie
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=99203">Mieliśmy i mamy
rację (2009-04-17) Treść: ... dawno
|
href="http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=99192">W teatrze
demokracji (2009-04-15) Treść: ...4 roku
|
Tuesday, October 6, 2009
Prosimy o podanie calej prawdy. Narod Poski zadecyduje. Bezpodstawny atak Platformy Obywateskiej i premiera rządu Rzeczypospolitej Polskiej na CBA
Prosimy o podanie calej prawdy. Narod Poski zadecyduje. Bezpodstawny atak Platformy Obywateskiej i premiera rządu Rzeczypospolitej Polskiej na CBA




Prosimy o podanie calej prawdy. Narod Poski zadecyduje. Bezpodstawny atak Platformy Obywateskiej i premiera rządu Rzeczypospolitej Polskiej na CBA jest atakiem na demokracje w Polsce.
Jesteśmy za jej powołaniem Komisji Sledczej Sejmu RP w trybie natychmiastowym w sprawie Aferay Hazardowej.
Albo podanie sie do dymisji calego Rzadu PR. Zawiedliscie nas Polakow obywateli naszego kraju. Czy za to walczylismy aby to sie dzisiaj dzialo?
Alex Lech Bajan
Polak w USA od 1987 roku
Podaje kontakt Polacy prosimy protestujcie dzwonie faksujcie emejlujcie do kancelarji premiera rządu Rzeczypospolitej Polskiej Donald Tusk.
http://www.kprm.gov.pl/s.php?id=477
kontakt@kprm.gov.pl
Tomasz Arabski
Szef Kancelarii PRM
tel.: 022 6947125, 6947549, 6283873
fax: 022 6947099
Sławomir Nowak
Sekretarz Stanu, Szef Gabinetu Politycznego Premiera
tel.: 022 6946589, 6947510
faks: 022 6946155
Rafał Szymon Grupiński
Sekretarz Stanu
tel.: 022 6947603, 6947602
fax: 022 6946071
Władysław Bartoszewski
Sekretarz Stanu, Pełnomocnik ds. Dialogu Międzynarodowego
tel.: 022 6946668, 6947545
fax: 022 6947434
Michał Boni
Minister-członek Rady Ministrów
Szef Zespołu Doradców Strategicznych Premiera
tel. : 022 6947583, 6946025
fax : 022 694 7401
Julia Pitera
Sekretarz Stanu, Pełnomocnik ds. Opracowania Programu Zapobiegania Nieprawidłowościom w Instytucjach Publicznych
tel.: 022 6946997, 6947585
fax: 022 6946156
Elżbieta Radziszewska
Sekretarz Stanu, Pełnomocnik Rządu ds. Równego Traktowania
tel.: 022 6947535
fax: 022 6947234
Eugeniusz Grzeszczak
Sekretarz Stanu
tel.: 022 694 7171, 022 6947553
fax: 022 6947017
Jacek Cichocki
Sekretarz Stanu, Sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych
tel.: 022 6946308, 6947554, 6284496
fax: 022 6216703
Paweł Graś
Sekretarz Stanu, Rzecznik Prasowy Rządu
tel.: 022 694 75 29, 022 694 61 51
fax: 022 694 65 91
Igor Ostachowicz
Podsekretarz Stanu
tel.: 022 6946906, 6947515, 6280742
fax: 022 6946979
Siedziba dzisiejszej Kancelarii Prezesa Rady Ministrów powstała na początku XX wieku w Warszawie - ówczesnej stolicy zachodnich guberni Imperium Rosyjskiego, w prowincji Cesarstwa nazywanej Priwislianskij Kraj. Gmach zlokalizowano na miejscu obozu litewskiego pułku gwardii cesarskiej, z przeznaczeniem na siedzibę Korpusu Kadetów im. Aleksandra Suworowa - dla upamiętnienia feldmarszałka rosyjskiego, m.in. zdobywcy Warszawy w 1794 roku.
1900-1903
Trwa budowa głównego budynku kompleksu koszar Korpusu Kadetów (gimnazjum wojskowego) wg projektu Wiktora Junoszy-Piotrowskiego, a pod nadzorem inż. Henryka Juliana Gaya. Gmach w stylu neoklasycznym, z bocznymi skrzydłami, zwieńczony jest od frontu, nad wejściem głównym, wspaniałą kopułą cerkiewną. Wzdłuż alej Ujazdowskich, od dzisiejszej ul. Bagatela do placu Na Rozdrożu, powstają mniej reprezentacyjne budynki koszarowe.
1914
Z wybuchem I wojny światowej magistrat Warszawy w głównym gmachu zorganizował szpital miejski na 1500 łóżek.
1915
W wyniku ofensywy niemieckiej wojska rosyjskie wycofują się za Wisłę. Rozpoczyna się trzyletnia okupacja miasta przez Niemców. Kompleks budynków zajęto na forteczny szpital wojskowy (Festungslazaret N.1).
1918
Listopad - zbliża się moment odzyskania przez Polskę niepodległości. W listopadzie rozpoczyna się rozbrajanie okupantów na ulicach Warszawy. Oficerowie polskiej Szkoły Podchorążych Piechoty w Ostrowi Mazowieckiej podejmują z Żołnierską Radą szpitala pertraktacje o przejęcie obiektu bez walki w zamian za ułatwienie ewakuacji chorych i rannych żołnierzy niemieckich do ich kraju.
Od 20 listopada dysponentem gmachu jest Szkoła Podchorążych Piechoty; spośród jej słuchaczy rekrutowała się pierwsza kompania wartownicza Belwederu, gdy 29 listopada zamieszkał tam Józef Piłsudski jako Naczelnik Państwa.
1926
Podczas zamachu stanu dokonanego przez Józefa Piłsudskiego ("zamach majowy"), batalion SPP opowiada się po stronie legalnego rządu. Po zwycięskim przewrocie, we wrześniu 1926 r., SPP przeniesiono do uprzedniej siedziby - do Ostrowi Mazowieckiej. Rozpoczął się remont obiektu, podczas którego dobudowano środkowe skrzydło. Budynek uzyskał kształt litery "E" zachowany do dziś.
1928
Przebudowany gmach przejmuje na swą siedzibę Generalny Inspektorat Sił Zbrojnych, na czele którego staje marszałek J. Piłsudski. Zamieszkuje on w sąsiednim jednopiętrowym pałacyku (obecnie Al. Ujazdowskie 5) połączonym z budynkiem GISZ łącznikowym przejściem. Marszałek pracuje i mieszka tam do ostatnich dni życia. W stanie krytycznym na trzy dni przed śmiercią (maj 1935 r.) Józef Piłsudski przewieziony zostaje do Belwederu, gdzie mieszka jego żona z córkami.
Skrzydło południowe (od strony ogrodu i ul. Bagatela) zajęły zbiory Centralnej Biblioteki Wojskowej oraz zasoby Muzeum Polskiego w Rapperswil (w Szwajcarii). Po przewiezieniu ich do Polski zdeponowano je tutaj do czasu wybudowania gmachu Muzeum Narodowego.
1939-1945
We wrześniu 1939 r. podczas oblężenia Warszawy gmach został zbombardowany. Spłonęła Centralna Biblioteka Wojskowa oraz księgozbiór Biblioteki Rapperswilskiej.
Parter budynku i skrzydło północne zajęły koszary SS. Natomiast zrujnowane skrzydło południowe wraz z przyległym ogrodem stało się miejscem egzekucji ludności Warszawy i palenia zwłok, m.in. więźniów nieodległej głównej siedziby Gestapo.
1946-1952
Obiekty przechodzą na własność państwa. Gruntowna przebudowa gmachu trwa do 1948 r. W skrzydle środkowym nadbudowano tzw. salę Kolumnową (na 1000 osób), od frontu dobudowano trzecie piętro, główne wejście z kolumnami wysunięto przed front budynku. Ponieważ gmach przeznaczono na siedzibę Rady Państwa, hol główny, klatka schodowa prowadząca na I piętro oraz niektóre sale uzyskały charakter reprezentacyjny.
1953-1996
W tych latach w gmachu mieścił się Urząd Rady Ministrów. Jednocześnie w okresie 1959-1989 r. skrzydło południowe obejmuje Wyższa Szkoła Nauk Społecznych przy KC PZPR, przemianowana od 1984 r. na Akademię Nauk Społecznych (wraz z Instytutem Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu), stając się główną "kuźnią" kadr partyjnych. Kiedy w procesie zmian ustrojowych partia przestała istnieć, pomieszczenia tej uczelni zajęła Biblioteka Główna URM (III piętro), Biuro Prasowe Rządu (obecnie Centrum Informacyjne Rządu - II piętro) oraz sekretariaty i gabinet prezesa Rady Ministrów (I piętro).
W 1995 r. dawny gmach Korpusu Kadetów oraz budynki sąsiednie wpisano do rejestru zabytków województwa warszawskiego jako przykład architektury reprezentacyjnej miasta Warszawy - dobro kultury polskiej.
Obecnie
Od stycznia 1997 r. do chwili obecnej w gmachu głównym mieści się Kancelaria Prezesa Rady Ministrów. Tutaj pracuje premier, odbywają się cotygodniowe posiedzenia Rady Ministrów, tutaj premier przyjmuje gości zagranicznych - przede wszystkim szefów rządów różnych państw, delegacje oficjalne z kraju i ze świata.
Do najciekawszych architektonicznie pomieszczeń kancelarii należą sale: Kościuszkowska, Kolumnowa, Obrazowa, Świetlikowa, im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego oraz przeszklony hol przed dawnym gabinetem premiera na I piętrze, połączony z reprezentacyjnymi salami: Okrągłego Stołu, Recepcyjną i Zegarową.
Rada Ministrów obraduje w Sali im. Frycza Modrzewskiego. Poprzednim miejscem obrad była sala Świetlikowa. W sali Obrazowej odbywają się ważne oficjalne ceremonie. Gabinet Prezesa Rady Ministrów mieści się w skrzydle południowym.
W 2002 r. Kancelaria uzyskała zezwolenie na umieszczenie znaku rozpoznawczego konwencji haskiej i tablicy informacyjnej o zabytkowym charakterze budynków
Koalicja chce zniszczyć NIK
Nasz Dziennik, 2009-10-06
Koalicja rządząca chce zniszczyć NIK - Najwyższą Izbę Kontroli. Instytucję, która od 90 lat patrzy rządzącym na ręce i informuje społeczeństwo o funkcjonowaniu państwa.
Sejm zmienił ostatnio ustawę o NIK, wprowadzając do niej takie zapisy, które podważają podstawy funkcjonowania tej naczelnej instytucji kontrolnej w państwie.
Po pierwsze, NIK - instytucja konstytucyjnie niezależna, została poddana kontroli... prywatnych firm audytorskich. Rzecz to niesłychana: marszałek Sejmu będzie teraz wysyłał do NIK kontrole, wykonywane przez zagraniczne firmy audytorskie, być może te same, które są kontrolowane przez NIK z racji wykonywania rozmaitych zleceń państwowych. Firmy te często uczestniczą w prywatyzacji, a kontrole NIK opisują nierzadko ich nierzetelność i działania na szkodę państwa. Teraz to one będą kontrolowały NIK i mogą wziąć na Izbie odwet.
Po drugie, dyrektorzy NIK, dotychczas stabilnie pełniący swoje funkcje pozbawieni obaw o utratę stanowiska z powodu nadmiernej dociekliwości w kontroli, teraz zostaną poddani weryfikacji i będą zatrudniani na 5-letnie kadencje. Oznacza to, że przyszłość najważniejszych z kontrolerów będzie stale niepewna. Kadencja jest dobrą rzeczą, ale dla polityków, nie zaś dla członków apolitycznej instytucji kontrolnej.
Po trzecie, zlikwidowany został protokół kontroli, najważniejszy dokument opisujący, co kontrolerzy ustalili w weryfikowanej instytucji. Teraz będzie tworzony tylko skrótowy i powierzchowny dokument, zwany wystąpieniem pokontrolnym. Nie będę tu wprowadzał Czytelników w szczegółowe procedury kontroli, ale ta zmiana jest fatalna, prowadzi bowiem do tego, że kontrole staną się byle jakie i pobieżne.
Przeciw wszystkim rozsądnym głosom
Przeciw tym zmianom protestowali wszyscy. Przed złymi skutkami zmian przestrzegał prezes NIK Jacek Jezierski, przestrzegali profesorowie, znawcy prawa konstytucyjnego i znawcy kontroli, m.in. profesorowie: Wojciech Katner, Andrzej Sylwestrzak, Paweł Sarnecki czy Ryszard Piotrowski. Nie znam żadnego znawcy prawa czy specjalisty kontroli, który byłby zwolennikiem tych zmian. A jednak rządząca PO, przy milczącej aprobacie SLD i PSL, wbrew wszelkim rozsądnym głosom, zrobiła swoje i uchwaliła zmiany niszczące NIK. Przeciwne tym nowelizacjom było tylko Prawo i Sprawiedliwość, za co mu chwała.
Zdumiewające jest to, że najgorsze zmiany w ustawie zostały przyjęte na wniosek rządu, który reprezentowała w Sejmie minister Julia Pitera. Nie ma ona bladego pojęcia o kontroli państwowej, kiedyś ośmieszyła się nawet głupim pomysłem połączenia NIK z Centralnym Biurem Antykorupcyjnym, a teraz wystąpiła w roli "naprawiacza" kontroli państwowej w Polsce. Naprawiała to, co nie było zepsute, a zepsute będzie dopiero po naprawie.
Dodam, że rząd w ogóle nie powinien zabierać głosu w sprawie tego, jak ma być kontrolowany. To było karygodne nadużycie.
Dlaczego to robią
Robią to, bo najwyraźniej boją się NIK. Dziura w budżecie staje się coraz większa, i żeby ją chociaż częściowo załatać i uniknąć katastrofy finansów publicznych przed wyborami prezydenckimi, rząd będzie przeprowadzał wielką prywatyzację. Odbędzie się pospieszna wyprzedaż wszystkiego, co jeszcze pozostaje w rękach państwa. Nie sposób, żeby taka nerwowa wyprzedaż była rzetelna i uczciwa, nie sposób, żeby państwo i społeczeństwo nie straciły na tym miliardów złotych. Na pewno NIK skontrolowałaby to i opisała, a jej protokoły mogłyby być dla rządu miażdżące. To zepsułoby im "dobry" wizerunek, o który tak bardzo zabiegają. Dlatego postanowili zablokować NIK i wprowadzić tam takie zmiany, które sprawią, że Izba ugrzeczni się i spokornieje wobec rządzących, i nie będzie im więcej psuła opinii. O to, z grubsza rzecz biorąc, chodzi.
Uchwalone przez Sejm zmiany przejdą jeszcze przez Senat, a potem trafią do prezydenta, byłego prezesa NIK Lecha Kaczyńskiego. Wiem, że pan prezydent ma do tych zmian bardzo krytyczny stosunek i pewnie je zawetuje. Będę go gorąco do tego namawiał. Sprawa jeszcze raz wróci do Sejmu i mam nadzieję, że może niektórzy posłowie się obudzą i dojdą do wniosku, że w imię doraźnych korzyści politycznych nie wolno niszczyć instytucji, która ma wielki dorobek, jest wzorem dla innych instytucji kontroli w Europie i na świecie, i która jest bardzo potrzebna społeczeństwu.
Wybić lekarzowi zęby
Kiedyś, jako prezes NIK, zostałem zapytany przez dziennikarzy, jaka jest właściwie istota kontroli NIK i do czego te kontrole są potrzebne. Przekonywano mnie, że przecież NIK nie ma władzy, nie może nikogo karać, zwalniać z pracy, zmieniać kontrolowanej rzeczywistości, może jedynie wnioskować o jej zmiany, a te wnioski często nie są realizowane.
Odpowiedziałem wówczas, że NIK jest w państwie jak lekarz, który bada pacjenta, diagnozuje choroby i przepisuje lekarstwa. Pacjent, którym jest państwo, czasem słucha lekarza, a często nie, i wyrzuca do kosza recepty.
Teraz jednak pacjent zrobił coś znacznie gorszego. Nie tylko, że nie chce słuchać lekarza, lecz także wybił mu zęby i połamał słuchawki. To właśnie z Najwyższą Izbą Kontroli zrobiła rządząca koalicja.
Patrzę na to z największą przykrością jako były prezes Najwyższej Izby Kontroli, ale też jako obywatel. Patrzę z wielką przykrością, jak arogancka i pewna siebie władza w imię własnych interesów niszczy podstawy państwa. Siła i pozycja NIK były budowane długo - od 1919 roku. Wytrwałą pracą setek kontrolerów Izba zapracowała na wysokie zaufanie społeczne. Trudno to zbudować, łatwo zaś zniszczyć.
Platformo, źle się bawisz państwem polskim. PSL i SLD - zastanówcie się, co robicie!
Janusz Wojciechowski
Afera hazardowa przebiła rywinowską
Nasz Dziennik, 2009-10-06
Z Joachimem Brudzińskim, przewodniczącym Zarządu Głównego Prawa i Sprawiedliwości, rozmawia Anna Ambroziak
Minister sportu Mirosław Drzewiecki, ogłaszając swoją rezygnację, wyraził nadzieję, że "jeżeli dojdzie do wyjaśnienia sprawy, będziemy mogli spotkać się ponownie"...
- Nie chcę komentować osobistych kwestii pana ministra. Ale co do przekonania, że jest to tylko zagrywka taktyczna, bo on za chwilę wróci, to chyba z tym trzeba by się było zwrócić do premiera Donalda Tuska, czy w świetle tych wszystkich informacji związanych z aferą hazardową ponownie dopuści na stanowisko ministra Drzewieckiego. Dla mnie osobiście czymś zastanawiającym, a wręcz karygodnym jest, że ta dymisja nie została przeprowadzona przez samego szefa rządu. Od 12 sierpnia pan premier Tusk miał pełną wiedzę. Dlatego dymisja powinna nastąpić natychmiast po tym, jak tylko ukazały się publikacje w "Rzeczpospolitej". Wcześniejsze zdymisjonowanie mogłoby być śladem dla zainteresowanych, że sprawą tą interesuje się CBA. Natomiast premier miał wszelką wiedzę o ewentualnym lobbingu, bo poinformował go o tym minister Mariusz Kamiński, co wiemy już ze stenogramów. Jak również, że nastąpił przeciek. Cały czas pytaniem otwartym pozostaje to, o czym premier Tusk rozmawiał z ministrem Drzewieckim 19 sierpnia. Bo z tego spotkania nie ma żadnej notatki. Tych znaków zapytania jest dużo.
Czy do tego dotrze komisja śledcza?
- O ile zostanie powołana. Jesteśmy za jej powołaniem. Nie przemawiają do nas argumenty, którymi szafuje m.in. PSL, że wystarczy, jak sprawą zajmie się prokuratura. Jak może sobie z tym poradzić prokuratura, skoro prokurator generalny, minister sprawiedliwości wystawia świadectwo niewinności panu Zbigniewowi Chlebowskiemu? Dlatego uważamy, że jedną z decyzji premiera powinno być teraz zdymisjonowanie ministra Czumy. Przecież to kompletna kompromitacja wymiaru sprawiedliwości!
Co do tej przepychanki słownej między Lewicą a PO, to trzeba podkreślić, że skala afery hazardowej to dziesięciokrotność sprawy Rywina, tam chodziło o łapówkę dla prywatnego podmiotu. Tu jest kwestia próby uszczuplenia budżetu państwa w wysokości pół miliarda złotych!
PO podkreśla, że komisja będzie tylko niepotrzebnym nikomu biciem piany...
- To prawda, te komisje były parodiami już z chwilą ich powołania. To był talk-show posła Sebastiana Karpiniuka czy to innych czołowych pieniaczy PO. Teraz mówimy o aferze, której skala, jeszcze raz podkreślam, jest dziesięciokrotnością afery Rywina! Mamy tu do czynienia z sytuacją, gdy jest niejasna rola najważniejszych osób w państwie, jest wątpliwość co do roli samego premiera! Dlatego stawiam zarzut panu Donaldowi Tuskowi, że jako premier polskiego rządu nie stanął na wysokości zadania. Tak więc koszta całej afery powinny spaść na jego ramiona. Powinien odpowiedzieć Polakom na pytanie, dlaczego między 12 sierpnia a publikacją w "Rzeczpospolitej" wokół tej sprawy nic się nie działo.
Dziękuję za rozmowę
W obronie prawdziwej historii Polski
Wyrażenia używane w polskiej pamięci narodowej, która musi być kultywowana dla dobra narodu polskiego jak i świadomości narodowej Polaków, mają podstawowe znaczenie. Możemy obserwować inne narody dobrze nam znane, takie jak Żydzi i Anglicy, dla których kutywowanie ciągłości pamięci narodowej jest podstawową mądrością polityczną.
Dla przykładu Magna Carta Libertatum z 1215 roku w historii brytyjskiej nigdy nie jest nazywana „przywilejem”. W polskiej terminologii określa się jako przywilej akt wydany w Cieni w 1228 roku przez Władysława III zobowiązujący go do przestrzegania „sprawiedliwych i szlachetnych praw za zgodą rady biskupów i baronów” w zamian za jego następstwo na tron w Krakowie. Natomiast Jan Bez Ziemi z rodu Andegawenów ratował się od skutków straty przez niego Normandii.
Polacy i Polonia amerykańska ponoszą skutki z tego powodu, że przed Rewolucją Francuską Polska nie istnieje w amerykańskich podręcznikach jak również w amerykańskiej wyobraźni. Niestety, ostatnio dzięki intrygom wrogów Polski w amerykańskich podręcznikach historii usunięto nawet nazwiska Tadeusza Kościuszki i Kazimierza Pułaskiego!
Trzeba pamiętać, że tak w nauce historii Polski jak i w historii rozwoju rządów reprezentatywnych w ogóle, samorodny polski proces demokratyczny i jego rozwój zasługuje na specjalne miejsce w perspekywie rozwoju rządów reprezentatywnych w historii świata. Ciekawy jest fakt, że sejmiki polskie uzyskały pierwsze prawomocne potwierdzenie zasady „zgody podatników na płacone przez nich podatki”. Tak więc masy szlachty polskiej miały uprawnienie znane w wersji amerykańskiej jako "no taxation without representation". Ta polska zasada stała się prawem w Polsce już w 1374 roku, czyli czterysta lat wcześniej, nim zasada ta stała się ona głównym hasłem rewolucji amerykańskiej w 1789 roku.
Ważny jest fakt, że samorodny polski proces demokratyczny, podobnie jak ateński i amerykański, zaczynał się „od dołu", tzn. od zwykłych obywateli – proces ten w Polsce był oparty na przeświadczeniu że najważniejsza jest rzeczywistość oraz wspólne dobro. Podobnie pisał w starożytności Arystoteles, a później uczyła religia chrześcijańska, wymagająca od wiernych miłosierdzia.
Republikanizm typu francuskiego nie jest samorodny, ponieważ zaczynał się on ,,od góry", tzn. przez narzucenie ludziom w sposób otwarty lub zakulisowy, koncepcji rządzenia pojedynczych organizatorów społecznych lub natchnionych pisarzy, których twory wyobraźni były przyjmowane jako opisy rzeczywistości. Niestety obydwa typy rządów reprezentatywnych nieraz stają się „demokracjami fasadowymi” sterowanym za kulisami legalnej działalności politycznej. Arystoteles ostrzegał, że każdej demokracji zawsze grozi przemiana w oligarchię.
Dziedzictwo literatury politycznej i historycznej wieków XVI i XVII jest równie ważne w W. Brytanii gdzie jest nauczane w szkołach jak i w Polsce, w której dziedzictwo to musi być narodowi przywrócone, dla dobra prawdy i polskiej tożsamości narodowej, jak też dla znajomości prawdziwego wkładu Polaków w formowanie wspólnej kultury europejskiej w czasach Polskiej Rzeczypospolitej Szlacheckiej, czyli Pierwszej Rzeczypospolitej.
Już w czasie rządów pierwszej dynastii polskiej, Piastów (c.840-1370), po zniszczeniach przez najazdy Tatarów, w Polsce powstał unikalny w ówczesnej Europie system obronny. Polegał on na przymierzu króla z właścicielami ziemi, czyli ze szlachtą. W innych państwach zachodniej cywilizacji, władcy polegali na wojskach królewskich i przymierzu z ufortyfikowanymi miastami, a szlachta stanowiła poniżej 1% ludności. W tym samym czasie w Polsce szlachta stanowiła 10% a w niektórych dzielnicach dochodziła nawet do 20%, tak, że liczba pełnoprawnych obywatel, członków „Nacji Szlacheckiej” w Polsce sięgała miliona ludzi, którzy rządzili się samorodnym procesem demokratycznym. Jest to bardzo wysoka cyfra w porównaniu z ilością wolnych obywateli w starożytnych Atenach i w Ameryce Północnej z końcem XVIII wieku.
W tradycji wieców staro-słowiańskich powstały sejmiki regionalne w następnie sejmy narodowe przy jednoczesnym tworzeniu się blisko milionowej „nacji szlacheckiej", która jako partner w systemie obronnym skutecznie postawiła, pionierskie wówczas w Europie, żądania praw obywatelskich i przy końcu dynastii Jagiellonów storzyła „Rzeczpospolitą dobrej woli... Wolnych z wolnymi... Równych z równymi".
Jest bardzo ważne, żeby po pół wieku dominacji przez Związek Sowiecki i ponad stu latach zaborów, Polacy w Polsce i na obczyźnie mieli dostęp do bardziej obiektywnej perspektywy własnych dziejów niż było to możliwe pod obcą władzą. Zaborcy, głównie Prusy i Rosja postanowili w 1795 roku, że Polska nie tylko ma zniknąć z mapy Europy, ale również, że historia Polski ma zniknąć ze świadomości Europejczyków włącznie z Polakami.
Tak więc wiedza o historii Polski była świadomie i celowo fałszowana przez zaborców. Typowym przykładem tego jest fakt, że Austriacy do dziś uczą w swoich szkołach, że Jan Sobieski był jednym z generałów w bitwie pod Wiedniem, a nie, że faktycznie był on naczelnym wodzem całej wielonarodowej armii chrześcijańskich. Był to podstawowy warunek zgody Polski na dokonanie odsieczy wiedeńskiej w 1683 roku.
Tradycję fałszowania perspektywy historii polski i marginalizowania roli Polski w historii Europy przejęły rządy komunistyczne. Przez pięćdziesiąt lat dzieci polskie były uczone sowieckiej wersji polskiej historii tak, że mieszkańcy Polski w wieku lat od trzydziestu do sześćdziesięciu nigdy nie byli uczeni w szkole prawdziwej historii Polski.
Obecnie spotyka się Polaków z wyższym wykształceniem, którzy sądzą, że w 1919 i 1920 roku Polska zaatakowała bolszewicką Rosję i nie znają przyczyn, dlaczego inwazja sowiecka Polski była rozpoczęta właśnie w dniu 17 września 1939 roku. Pomija się fakt, że rewolucja bolszewicka była puczem finansowanym i prowokowanym przez obcych i nieznane Polakom jest podłoże Drugiej Wojny Światowej jak też w ogóle znaczenie Polski na arenie europejskiej w ciągu drugiego milenium ery chrześcijańskiej




Prosimy o podanie calej prawdy. Narod Poski zadecyduje. Bezpodstawny atak Platformy Obywateskiej i premiera rządu Rzeczypospolitej Polskiej na CBA jest atakiem na demokracje w Polsce.
Jesteśmy za jej powołaniem Komisji Sledczej Sejmu RP w trybie natychmiastowym w sprawie Aferay Hazardowej.
Albo podanie sie do dymisji calego Rzadu PR. Zawiedliscie nas Polakow obywateli naszego kraju. Czy za to walczylismy aby to sie dzisiaj dzialo?
Alex Lech Bajan
Polak w USA od 1987 roku
Podaje kontakt Polacy prosimy protestujcie dzwonie faksujcie emejlujcie do kancelarji premiera rządu Rzeczypospolitej Polskiej Donald Tusk.
http://www.kprm.gov.pl/s.php?id=477
kontakt@kprm.gov.pl
Tomasz Arabski
Szef Kancelarii PRM
tel.: 022 6947125, 6947549, 6283873
fax: 022 6947099
Sławomir Nowak
Sekretarz Stanu, Szef Gabinetu Politycznego Premiera
tel.: 022 6946589, 6947510
faks: 022 6946155
Rafał Szymon Grupiński
Sekretarz Stanu
tel.: 022 6947603, 6947602
fax: 022 6946071
Władysław Bartoszewski
Sekretarz Stanu, Pełnomocnik ds. Dialogu Międzynarodowego
tel.: 022 6946668, 6947545
fax: 022 6947434
Michał Boni
Minister-członek Rady Ministrów
Szef Zespołu Doradców Strategicznych Premiera
tel. : 022 6947583, 6946025
fax : 022 694 7401
Julia Pitera
Sekretarz Stanu, Pełnomocnik ds. Opracowania Programu Zapobiegania Nieprawidłowościom w Instytucjach Publicznych
tel.: 022 6946997, 6947585
fax: 022 6946156
Elżbieta Radziszewska
Sekretarz Stanu, Pełnomocnik Rządu ds. Równego Traktowania
tel.: 022 6947535
fax: 022 6947234
Eugeniusz Grzeszczak
Sekretarz Stanu
tel.: 022 694 7171, 022 6947553
fax: 022 6947017
Jacek Cichocki
Sekretarz Stanu, Sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych
tel.: 022 6946308, 6947554, 6284496
fax: 022 6216703
Paweł Graś
Sekretarz Stanu, Rzecznik Prasowy Rządu
tel.: 022 694 75 29, 022 694 61 51
fax: 022 694 65 91
Igor Ostachowicz
Podsekretarz Stanu
tel.: 022 6946906, 6947515, 6280742
fax: 022 6946979
Siedziba dzisiejszej Kancelarii Prezesa Rady Ministrów powstała na początku XX wieku w Warszawie - ówczesnej stolicy zachodnich guberni Imperium Rosyjskiego, w prowincji Cesarstwa nazywanej Priwislianskij Kraj. Gmach zlokalizowano na miejscu obozu litewskiego pułku gwardii cesarskiej, z przeznaczeniem na siedzibę Korpusu Kadetów im. Aleksandra Suworowa - dla upamiętnienia feldmarszałka rosyjskiego, m.in. zdobywcy Warszawy w 1794 roku.
1900-1903
Trwa budowa głównego budynku kompleksu koszar Korpusu Kadetów (gimnazjum wojskowego) wg projektu Wiktora Junoszy-Piotrowskiego, a pod nadzorem inż. Henryka Juliana Gaya. Gmach w stylu neoklasycznym, z bocznymi skrzydłami, zwieńczony jest od frontu, nad wejściem głównym, wspaniałą kopułą cerkiewną. Wzdłuż alej Ujazdowskich, od dzisiejszej ul. Bagatela do placu Na Rozdrożu, powstają mniej reprezentacyjne budynki koszarowe.
1914
Z wybuchem I wojny światowej magistrat Warszawy w głównym gmachu zorganizował szpital miejski na 1500 łóżek.
1915
W wyniku ofensywy niemieckiej wojska rosyjskie wycofują się za Wisłę. Rozpoczyna się trzyletnia okupacja miasta przez Niemców. Kompleks budynków zajęto na forteczny szpital wojskowy (Festungslazaret N.1).
1918
Listopad - zbliża się moment odzyskania przez Polskę niepodległości. W listopadzie rozpoczyna się rozbrajanie okupantów na ulicach Warszawy. Oficerowie polskiej Szkoły Podchorążych Piechoty w Ostrowi Mazowieckiej podejmują z Żołnierską Radą szpitala pertraktacje o przejęcie obiektu bez walki w zamian za ułatwienie ewakuacji chorych i rannych żołnierzy niemieckich do ich kraju.
Od 20 listopada dysponentem gmachu jest Szkoła Podchorążych Piechoty; spośród jej słuchaczy rekrutowała się pierwsza kompania wartownicza Belwederu, gdy 29 listopada zamieszkał tam Józef Piłsudski jako Naczelnik Państwa.
1926
Podczas zamachu stanu dokonanego przez Józefa Piłsudskiego ("zamach majowy"), batalion SPP opowiada się po stronie legalnego rządu. Po zwycięskim przewrocie, we wrześniu 1926 r., SPP przeniesiono do uprzedniej siedziby - do Ostrowi Mazowieckiej. Rozpoczął się remont obiektu, podczas którego dobudowano środkowe skrzydło. Budynek uzyskał kształt litery "E" zachowany do dziś.
1928
Przebudowany gmach przejmuje na swą siedzibę Generalny Inspektorat Sił Zbrojnych, na czele którego staje marszałek J. Piłsudski. Zamieszkuje on w sąsiednim jednopiętrowym pałacyku (obecnie Al. Ujazdowskie 5) połączonym z budynkiem GISZ łącznikowym przejściem. Marszałek pracuje i mieszka tam do ostatnich dni życia. W stanie krytycznym na trzy dni przed śmiercią (maj 1935 r.) Józef Piłsudski przewieziony zostaje do Belwederu, gdzie mieszka jego żona z córkami.
Skrzydło południowe (od strony ogrodu i ul. Bagatela) zajęły zbiory Centralnej Biblioteki Wojskowej oraz zasoby Muzeum Polskiego w Rapperswil (w Szwajcarii). Po przewiezieniu ich do Polski zdeponowano je tutaj do czasu wybudowania gmachu Muzeum Narodowego.
1939-1945
We wrześniu 1939 r. podczas oblężenia Warszawy gmach został zbombardowany. Spłonęła Centralna Biblioteka Wojskowa oraz księgozbiór Biblioteki Rapperswilskiej.
Parter budynku i skrzydło północne zajęły koszary SS. Natomiast zrujnowane skrzydło południowe wraz z przyległym ogrodem stało się miejscem egzekucji ludności Warszawy i palenia zwłok, m.in. więźniów nieodległej głównej siedziby Gestapo.
1946-1952
Obiekty przechodzą na własność państwa. Gruntowna przebudowa gmachu trwa do 1948 r. W skrzydle środkowym nadbudowano tzw. salę Kolumnową (na 1000 osób), od frontu dobudowano trzecie piętro, główne wejście z kolumnami wysunięto przed front budynku. Ponieważ gmach przeznaczono na siedzibę Rady Państwa, hol główny, klatka schodowa prowadząca na I piętro oraz niektóre sale uzyskały charakter reprezentacyjny.
1953-1996
W tych latach w gmachu mieścił się Urząd Rady Ministrów. Jednocześnie w okresie 1959-1989 r. skrzydło południowe obejmuje Wyższa Szkoła Nauk Społecznych przy KC PZPR, przemianowana od 1984 r. na Akademię Nauk Społecznych (wraz z Instytutem Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu), stając się główną "kuźnią" kadr partyjnych. Kiedy w procesie zmian ustrojowych partia przestała istnieć, pomieszczenia tej uczelni zajęła Biblioteka Główna URM (III piętro), Biuro Prasowe Rządu (obecnie Centrum Informacyjne Rządu - II piętro) oraz sekretariaty i gabinet prezesa Rady Ministrów (I piętro).
W 1995 r. dawny gmach Korpusu Kadetów oraz budynki sąsiednie wpisano do rejestru zabytków województwa warszawskiego jako przykład architektury reprezentacyjnej miasta Warszawy - dobro kultury polskiej.
Obecnie
Od stycznia 1997 r. do chwili obecnej w gmachu głównym mieści się Kancelaria Prezesa Rady Ministrów. Tutaj pracuje premier, odbywają się cotygodniowe posiedzenia Rady Ministrów, tutaj premier przyjmuje gości zagranicznych - przede wszystkim szefów rządów różnych państw, delegacje oficjalne z kraju i ze świata.
Do najciekawszych architektonicznie pomieszczeń kancelarii należą sale: Kościuszkowska, Kolumnowa, Obrazowa, Świetlikowa, im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego oraz przeszklony hol przed dawnym gabinetem premiera na I piętrze, połączony z reprezentacyjnymi salami: Okrągłego Stołu, Recepcyjną i Zegarową.
Rada Ministrów obraduje w Sali im. Frycza Modrzewskiego. Poprzednim miejscem obrad była sala Świetlikowa. W sali Obrazowej odbywają się ważne oficjalne ceremonie. Gabinet Prezesa Rady Ministrów mieści się w skrzydle południowym.
W 2002 r. Kancelaria uzyskała zezwolenie na umieszczenie znaku rozpoznawczego konwencji haskiej i tablicy informacyjnej o zabytkowym charakterze budynków
Koalicja chce zniszczyć NIK
Nasz Dziennik, 2009-10-06
Koalicja rządząca chce zniszczyć NIK - Najwyższą Izbę Kontroli. Instytucję, która od 90 lat patrzy rządzącym na ręce i informuje społeczeństwo o funkcjonowaniu państwa.
Sejm zmienił ostatnio ustawę o NIK, wprowadzając do niej takie zapisy, które podważają podstawy funkcjonowania tej naczelnej instytucji kontrolnej w państwie.
Po pierwsze, NIK - instytucja konstytucyjnie niezależna, została poddana kontroli... prywatnych firm audytorskich. Rzecz to niesłychana: marszałek Sejmu będzie teraz wysyłał do NIK kontrole, wykonywane przez zagraniczne firmy audytorskie, być może te same, które są kontrolowane przez NIK z racji wykonywania rozmaitych zleceń państwowych. Firmy te często uczestniczą w prywatyzacji, a kontrole NIK opisują nierzadko ich nierzetelność i działania na szkodę państwa. Teraz to one będą kontrolowały NIK i mogą wziąć na Izbie odwet.
Po drugie, dyrektorzy NIK, dotychczas stabilnie pełniący swoje funkcje pozbawieni obaw o utratę stanowiska z powodu nadmiernej dociekliwości w kontroli, teraz zostaną poddani weryfikacji i będą zatrudniani na 5-letnie kadencje. Oznacza to, że przyszłość najważniejszych z kontrolerów będzie stale niepewna. Kadencja jest dobrą rzeczą, ale dla polityków, nie zaś dla członków apolitycznej instytucji kontrolnej.
Po trzecie, zlikwidowany został protokół kontroli, najważniejszy dokument opisujący, co kontrolerzy ustalili w weryfikowanej instytucji. Teraz będzie tworzony tylko skrótowy i powierzchowny dokument, zwany wystąpieniem pokontrolnym. Nie będę tu wprowadzał Czytelników w szczegółowe procedury kontroli, ale ta zmiana jest fatalna, prowadzi bowiem do tego, że kontrole staną się byle jakie i pobieżne.
Przeciw wszystkim rozsądnym głosom
Przeciw tym zmianom protestowali wszyscy. Przed złymi skutkami zmian przestrzegał prezes NIK Jacek Jezierski, przestrzegali profesorowie, znawcy prawa konstytucyjnego i znawcy kontroli, m.in. profesorowie: Wojciech Katner, Andrzej Sylwestrzak, Paweł Sarnecki czy Ryszard Piotrowski. Nie znam żadnego znawcy prawa czy specjalisty kontroli, który byłby zwolennikiem tych zmian. A jednak rządząca PO, przy milczącej aprobacie SLD i PSL, wbrew wszelkim rozsądnym głosom, zrobiła swoje i uchwaliła zmiany niszczące NIK. Przeciwne tym nowelizacjom było tylko Prawo i Sprawiedliwość, za co mu chwała.
Zdumiewające jest to, że najgorsze zmiany w ustawie zostały przyjęte na wniosek rządu, który reprezentowała w Sejmie minister Julia Pitera. Nie ma ona bladego pojęcia o kontroli państwowej, kiedyś ośmieszyła się nawet głupim pomysłem połączenia NIK z Centralnym Biurem Antykorupcyjnym, a teraz wystąpiła w roli "naprawiacza" kontroli państwowej w Polsce. Naprawiała to, co nie było zepsute, a zepsute będzie dopiero po naprawie.
Dodam, że rząd w ogóle nie powinien zabierać głosu w sprawie tego, jak ma być kontrolowany. To było karygodne nadużycie.
Dlaczego to robią
Robią to, bo najwyraźniej boją się NIK. Dziura w budżecie staje się coraz większa, i żeby ją chociaż częściowo załatać i uniknąć katastrofy finansów publicznych przed wyborami prezydenckimi, rząd będzie przeprowadzał wielką prywatyzację. Odbędzie się pospieszna wyprzedaż wszystkiego, co jeszcze pozostaje w rękach państwa. Nie sposób, żeby taka nerwowa wyprzedaż była rzetelna i uczciwa, nie sposób, żeby państwo i społeczeństwo nie straciły na tym miliardów złotych. Na pewno NIK skontrolowałaby to i opisała, a jej protokoły mogłyby być dla rządu miażdżące. To zepsułoby im "dobry" wizerunek, o który tak bardzo zabiegają. Dlatego postanowili zablokować NIK i wprowadzić tam takie zmiany, które sprawią, że Izba ugrzeczni się i spokornieje wobec rządzących, i nie będzie im więcej psuła opinii. O to, z grubsza rzecz biorąc, chodzi.
Uchwalone przez Sejm zmiany przejdą jeszcze przez Senat, a potem trafią do prezydenta, byłego prezesa NIK Lecha Kaczyńskiego. Wiem, że pan prezydent ma do tych zmian bardzo krytyczny stosunek i pewnie je zawetuje. Będę go gorąco do tego namawiał. Sprawa jeszcze raz wróci do Sejmu i mam nadzieję, że może niektórzy posłowie się obudzą i dojdą do wniosku, że w imię doraźnych korzyści politycznych nie wolno niszczyć instytucji, która ma wielki dorobek, jest wzorem dla innych instytucji kontroli w Europie i na świecie, i która jest bardzo potrzebna społeczeństwu.
Wybić lekarzowi zęby
Kiedyś, jako prezes NIK, zostałem zapytany przez dziennikarzy, jaka jest właściwie istota kontroli NIK i do czego te kontrole są potrzebne. Przekonywano mnie, że przecież NIK nie ma władzy, nie może nikogo karać, zwalniać z pracy, zmieniać kontrolowanej rzeczywistości, może jedynie wnioskować o jej zmiany, a te wnioski często nie są realizowane.
Odpowiedziałem wówczas, że NIK jest w państwie jak lekarz, który bada pacjenta, diagnozuje choroby i przepisuje lekarstwa. Pacjent, którym jest państwo, czasem słucha lekarza, a często nie, i wyrzuca do kosza recepty.
Teraz jednak pacjent zrobił coś znacznie gorszego. Nie tylko, że nie chce słuchać lekarza, lecz także wybił mu zęby i połamał słuchawki. To właśnie z Najwyższą Izbą Kontroli zrobiła rządząca koalicja.
Patrzę na to z największą przykrością jako były prezes Najwyższej Izby Kontroli, ale też jako obywatel. Patrzę z wielką przykrością, jak arogancka i pewna siebie władza w imię własnych interesów niszczy podstawy państwa. Siła i pozycja NIK były budowane długo - od 1919 roku. Wytrwałą pracą setek kontrolerów Izba zapracowała na wysokie zaufanie społeczne. Trudno to zbudować, łatwo zaś zniszczyć.
Platformo, źle się bawisz państwem polskim. PSL i SLD - zastanówcie się, co robicie!
Janusz Wojciechowski
Afera hazardowa przebiła rywinowską
Nasz Dziennik, 2009-10-06
Z Joachimem Brudzińskim, przewodniczącym Zarządu Głównego Prawa i Sprawiedliwości, rozmawia Anna Ambroziak
Minister sportu Mirosław Drzewiecki, ogłaszając swoją rezygnację, wyraził nadzieję, że "jeżeli dojdzie do wyjaśnienia sprawy, będziemy mogli spotkać się ponownie"...
- Nie chcę komentować osobistych kwestii pana ministra. Ale co do przekonania, że jest to tylko zagrywka taktyczna, bo on za chwilę wróci, to chyba z tym trzeba by się było zwrócić do premiera Donalda Tuska, czy w świetle tych wszystkich informacji związanych z aferą hazardową ponownie dopuści na stanowisko ministra Drzewieckiego. Dla mnie osobiście czymś zastanawiającym, a wręcz karygodnym jest, że ta dymisja nie została przeprowadzona przez samego szefa rządu. Od 12 sierpnia pan premier Tusk miał pełną wiedzę. Dlatego dymisja powinna nastąpić natychmiast po tym, jak tylko ukazały się publikacje w "Rzeczpospolitej". Wcześniejsze zdymisjonowanie mogłoby być śladem dla zainteresowanych, że sprawą tą interesuje się CBA. Natomiast premier miał wszelką wiedzę o ewentualnym lobbingu, bo poinformował go o tym minister Mariusz Kamiński, co wiemy już ze stenogramów. Jak również, że nastąpił przeciek. Cały czas pytaniem otwartym pozostaje to, o czym premier Tusk rozmawiał z ministrem Drzewieckim 19 sierpnia. Bo z tego spotkania nie ma żadnej notatki. Tych znaków zapytania jest dużo.
Czy do tego dotrze komisja śledcza?
- O ile zostanie powołana. Jesteśmy za jej powołaniem. Nie przemawiają do nas argumenty, którymi szafuje m.in. PSL, że wystarczy, jak sprawą zajmie się prokuratura. Jak może sobie z tym poradzić prokuratura, skoro prokurator generalny, minister sprawiedliwości wystawia świadectwo niewinności panu Zbigniewowi Chlebowskiemu? Dlatego uważamy, że jedną z decyzji premiera powinno być teraz zdymisjonowanie ministra Czumy. Przecież to kompletna kompromitacja wymiaru sprawiedliwości!
Co do tej przepychanki słownej między Lewicą a PO, to trzeba podkreślić, że skala afery hazardowej to dziesięciokrotność sprawy Rywina, tam chodziło o łapówkę dla prywatnego podmiotu. Tu jest kwestia próby uszczuplenia budżetu państwa w wysokości pół miliarda złotych!
PO podkreśla, że komisja będzie tylko niepotrzebnym nikomu biciem piany...
- To prawda, te komisje były parodiami już z chwilą ich powołania. To był talk-show posła Sebastiana Karpiniuka czy to innych czołowych pieniaczy PO. Teraz mówimy o aferze, której skala, jeszcze raz podkreślam, jest dziesięciokrotnością afery Rywina! Mamy tu do czynienia z sytuacją, gdy jest niejasna rola najważniejszych osób w państwie, jest wątpliwość co do roli samego premiera! Dlatego stawiam zarzut panu Donaldowi Tuskowi, że jako premier polskiego rządu nie stanął na wysokości zadania. Tak więc koszta całej afery powinny spaść na jego ramiona. Powinien odpowiedzieć Polakom na pytanie, dlaczego między 12 sierpnia a publikacją w "Rzeczpospolitej" wokół tej sprawy nic się nie działo.
Dziękuję za rozmowę
W obronie prawdziwej historii Polski
Wyrażenia używane w polskiej pamięci narodowej, która musi być kultywowana dla dobra narodu polskiego jak i świadomości narodowej Polaków, mają podstawowe znaczenie. Możemy obserwować inne narody dobrze nam znane, takie jak Żydzi i Anglicy, dla których kutywowanie ciągłości pamięci narodowej jest podstawową mądrością polityczną.
Dla przykładu Magna Carta Libertatum z 1215 roku w historii brytyjskiej nigdy nie jest nazywana „przywilejem”. W polskiej terminologii określa się jako przywilej akt wydany w Cieni w 1228 roku przez Władysława III zobowiązujący go do przestrzegania „sprawiedliwych i szlachetnych praw za zgodą rady biskupów i baronów” w zamian za jego następstwo na tron w Krakowie. Natomiast Jan Bez Ziemi z rodu Andegawenów ratował się od skutków straty przez niego Normandii.
Polacy i Polonia amerykańska ponoszą skutki z tego powodu, że przed Rewolucją Francuską Polska nie istnieje w amerykańskich podręcznikach jak również w amerykańskiej wyobraźni. Niestety, ostatnio dzięki intrygom wrogów Polski w amerykańskich podręcznikach historii usunięto nawet nazwiska Tadeusza Kościuszki i Kazimierza Pułaskiego!
Trzeba pamiętać, że tak w nauce historii Polski jak i w historii rozwoju rządów reprezentatywnych w ogóle, samorodny polski proces demokratyczny i jego rozwój zasługuje na specjalne miejsce w perspekywie rozwoju rządów reprezentatywnych w historii świata. Ciekawy jest fakt, że sejmiki polskie uzyskały pierwsze prawomocne potwierdzenie zasady „zgody podatników na płacone przez nich podatki”. Tak więc masy szlachty polskiej miały uprawnienie znane w wersji amerykańskiej jako "no taxation without representation". Ta polska zasada stała się prawem w Polsce już w 1374 roku, czyli czterysta lat wcześniej, nim zasada ta stała się ona głównym hasłem rewolucji amerykańskiej w 1789 roku.
Ważny jest fakt, że samorodny polski proces demokratyczny, podobnie jak ateński i amerykański, zaczynał się „od dołu", tzn. od zwykłych obywateli – proces ten w Polsce był oparty na przeświadczeniu że najważniejsza jest rzeczywistość oraz wspólne dobro. Podobnie pisał w starożytności Arystoteles, a później uczyła religia chrześcijańska, wymagająca od wiernych miłosierdzia.
Republikanizm typu francuskiego nie jest samorodny, ponieważ zaczynał się on ,,od góry", tzn. przez narzucenie ludziom w sposób otwarty lub zakulisowy, koncepcji rządzenia pojedynczych organizatorów społecznych lub natchnionych pisarzy, których twory wyobraźni były przyjmowane jako opisy rzeczywistości. Niestety obydwa typy rządów reprezentatywnych nieraz stają się „demokracjami fasadowymi” sterowanym za kulisami legalnej działalności politycznej. Arystoteles ostrzegał, że każdej demokracji zawsze grozi przemiana w oligarchię.
Dziedzictwo literatury politycznej i historycznej wieków XVI i XVII jest równie ważne w W. Brytanii gdzie jest nauczane w szkołach jak i w Polsce, w której dziedzictwo to musi być narodowi przywrócone, dla dobra prawdy i polskiej tożsamości narodowej, jak też dla znajomości prawdziwego wkładu Polaków w formowanie wspólnej kultury europejskiej w czasach Polskiej Rzeczypospolitej Szlacheckiej, czyli Pierwszej Rzeczypospolitej.
Już w czasie rządów pierwszej dynastii polskiej, Piastów (c.840-1370), po zniszczeniach przez najazdy Tatarów, w Polsce powstał unikalny w ówczesnej Europie system obronny. Polegał on na przymierzu króla z właścicielami ziemi, czyli ze szlachtą. W innych państwach zachodniej cywilizacji, władcy polegali na wojskach królewskich i przymierzu z ufortyfikowanymi miastami, a szlachta stanowiła poniżej 1% ludności. W tym samym czasie w Polsce szlachta stanowiła 10% a w niektórych dzielnicach dochodziła nawet do 20%, tak, że liczba pełnoprawnych obywatel, członków „Nacji Szlacheckiej” w Polsce sięgała miliona ludzi, którzy rządzili się samorodnym procesem demokratycznym. Jest to bardzo wysoka cyfra w porównaniu z ilością wolnych obywateli w starożytnych Atenach i w Ameryce Północnej z końcem XVIII wieku.
W tradycji wieców staro-słowiańskich powstały sejmiki regionalne w następnie sejmy narodowe przy jednoczesnym tworzeniu się blisko milionowej „nacji szlacheckiej", która jako partner w systemie obronnym skutecznie postawiła, pionierskie wówczas w Europie, żądania praw obywatelskich i przy końcu dynastii Jagiellonów storzyła „Rzeczpospolitą dobrej woli... Wolnych z wolnymi... Równych z równymi".
Jest bardzo ważne, żeby po pół wieku dominacji przez Związek Sowiecki i ponad stu latach zaborów, Polacy w Polsce i na obczyźnie mieli dostęp do bardziej obiektywnej perspektywy własnych dziejów niż było to możliwe pod obcą władzą. Zaborcy, głównie Prusy i Rosja postanowili w 1795 roku, że Polska nie tylko ma zniknąć z mapy Europy, ale również, że historia Polski ma zniknąć ze świadomości Europejczyków włącznie z Polakami.
Tak więc wiedza o historii Polski była świadomie i celowo fałszowana przez zaborców. Typowym przykładem tego jest fakt, że Austriacy do dziś uczą w swoich szkołach, że Jan Sobieski był jednym z generałów w bitwie pod Wiedniem, a nie, że faktycznie był on naczelnym wodzem całej wielonarodowej armii chrześcijańskich. Był to podstawowy warunek zgody Polski na dokonanie odsieczy wiedeńskiej w 1683 roku.
Tradycję fałszowania perspektywy historii polski i marginalizowania roli Polski w historii Europy przejęły rządy komunistyczne. Przez pięćdziesiąt lat dzieci polskie były uczone sowieckiej wersji polskiej historii tak, że mieszkańcy Polski w wieku lat od trzydziestu do sześćdziesięciu nigdy nie byli uczeni w szkole prawdziwej historii Polski.
Obecnie spotyka się Polaków z wyższym wykształceniem, którzy sądzą, że w 1919 i 1920 roku Polska zaatakowała bolszewicką Rosję i nie znają przyczyn, dlaczego inwazja sowiecka Polski była rozpoczęta właśnie w dniu 17 września 1939 roku. Pomija się fakt, że rewolucja bolszewicka była puczem finansowanym i prowokowanym przez obcych i nieznane Polakom jest podłoże Drugiej Wojny Światowej jak też w ogóle znaczenie Polski na arenie europejskiej w ciągu drugiego milenium ery chrześcijańskiej
Subscribe to:
Posts (Atom)